wtorek, 23 września 2014

Trzynaście

  Godzinę później wyszliśmy od Maćka. Całą drogę do samochodu milczeliśmy jak zaklęci, dopiero kiedy znaleźliśmy się w aucie odezwał się Michał:
  - Przepraszam, że nic ci nie powiedziałem.
  - Nic się nie stało – odparłam, a on odpalił samochód. – Nie wiedziałam, że miałeś narzeczoną – powiedziałam, kiedy wyjechaliśmy ze szpitalnego parkingu.
  - Skąd o niej wiesz? – mężczyzna spojrzał na mnie.
  - Patrz na drogę – nakazałam mu. – A wiem od lekarza – odparłam zgodnie z prawdą.
  - Powiedział ci lekarz? – zdziwił się Mieszko.
  - Myślał, że to ja nią jestem…
  - No tak, mogłem się domyśleć  - mruknął statystyk. – Ale nieważne – machnął ręką. – Znając ciebie, będziesz chciała wiedzieć…
  - Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić – uśmiechnęłam się leciutko.
  Zauważyłam, że bardzo się zdziwił.
  - Odpuszczasz? – zapytał niedowierzając. – Nie poznaję cię. Gdzie jest Eleonora, która kiedyś wiedziała wszystko o wszystkich? I nie odpuściła, póki nie dowiedziała się prawdy? – spojrzał na mnie przez chwilę.
  - Zmieniłam się trochę – uśmiechnęłam się. – Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. Zrozumiem – powiedziałam zgodnie z prawdą.
  - Jestem w lekkim szoku – zaśmiał się cicho i krótko. - Ale… - zwrócił nagle samochód.
  - Co ty robisz?! – krzyknęłam, ponieważ rozległy się klaksony aut.
  - Pokażę ci pewne miejsce.
  Otworzyłam oczy ze zdziwienia, ale nic się nie odezwałam. Spokojnie siedziałam przez następne piętnaście minut; żadne z nas się nie odzywało.
  Mieszko zatrzymał samochód i obwieścił:
  - Jesteśmy na miejscu.
  Wysiedliśmy z samochodu i po tym, jak mężczyzna zamknął go na klucz, udaliśmy się przed siebie, pod górkę.
  - Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytałam.
  Idąc uważnie patrzyłam pod nogi, ponieważ na drodze było pełno kamieni. Było już w sumie ciemno, więc i tak niewiele zdało mi się to patrzenie.
  - Lubię tutaj rozmawiać – uśmiechnął się Mieszko patrząc na mnie.
  - Takie twoje miejsce do spowiedzi? – spytałam.
  - Coś w ten deseń – kiwnął głową. – Maciek pokazał mi to miejsce dawno temu. Byłem z nim tutaj tylko raz.
  - Dlaczego? – zdziwiłam się.
  - Sam chciałbym wiedzieć  - mruknął głośno. – Pytałaś o Magdę… Po prostu, coś wygasło. Zgasł jakiś płomień…
  - Od tak? Przecież planowaliście ślub, tak? – włożyłam ręce do kieszeń płaszcza.
  - To nie było do końca tak – westchnął ciężko, a jego twarz nagle przykryła para. – Ona bardzo chciała ślub, więc myślałem, że to dobry pomysł. Oświadczyłem się, a po paru tygodniach stwierdziłem, że to bez sensu… Że już jej nie kocham.
  - Że co? – zdziwiłam się. – Można przestań kochać od tak? – popatrzyłam na niego i żałowałam, że nie widzę wyrazu jego twarzy.
  - Tej nocy, kiedy się jej oświadczyłem… leżałem przez całą noc i biłem się w pierś, że to zrobiłem, rozumiesz? – podszedł do mnie na tyle blisko, że teraz patrzył mi prosto w oczy.
  - Nie do końca – wyszeptałam, a z moich ust uniósł się kłębek pary.
  - To musiało mieć gdzieś swój początek… Sam nie wierze, że można przestać kochać od tak – przełknęłam ślinę. Myślałam dokładnie tak samo jak on. – Biłem się w pierś, że jednak się oświadczyłem, przecież to zraniło ją jeszcze bardziej. A teraz mnie nienawidzi.
  - A dziwisz jej się? – zapytałam unosząc brew do góry.
  - Wcale jej się nie dziwie, sam bym siebie za takie coś znienawidził – przyznał. – Ale wolałem to zrobić przed ślubem, bo później bolałoby ją jeszcze bardziej.
  - Tu się zgodzę – powiedziałam.
  Nagle dłoń Michała znalazła się na moim policzku. Przeszedł mnie dreszcz.
  - Tak za tobą tęskniłem…
  Otworzyłam szerzej oczy i przełknęłam ślinę. Nie mogłam powiedzieć, że ja za nim nie. Dziwne, ale dalej miałam jego zdjęcie ukryte gdzieś w jednej z kieszonek portfela. Kiedy było mi źle, zawsze je wyciągałam i wpatrywałam się w uśmiechniętego Michała. To jakoś pozawalało mi przetrwać. Mimo że cierpiałam przez Mieszka, jego uśmiech na tym zdjęciu, dodawał mi otuchy.
  - Michał – położyłam dłoń na jego dłoni, która była na moim policzku – zabierz tą rękę – odciągnęłam ją od mojego policzka. – To nie jest dobry czas na to…
  - Chciałem, żebyś tylko wiedziała, że ja…
  - Że co ty? – zapytałam, bo nie dokończył swojego zdania przez parę sekund.
  - Nic, nieważne, zapomnij – machnął ręką. – Wracajmy do domu.
  Nie popatrzył już na mnie, tylko ruszył w dół. Zamknęłam oczy i czułam jak spod powiek na policzki ciekną łzy. Otarłam je wierzchem dłoni i również ruszyłam w dół.
  Przez całą drogę powrotną, Michał nawet na mnie nie spojrzał, ani nie odezwał się słowem. Kiedy po męczącej, cichej jeździe zatrzymał samochód pod blokiem, odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam drzwi i wysiadłam, lecz mężczyzna nawet nie odpiął pasów.
  - Nie wysiadasz? – zapytałam.
  Pokręcił tylko przecząco głową.
  - Okeej…
  Zamknęłam drzwi, ale od razu je otworzyłam.
  - Przepraszam…
  Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Wyczułam jego ból w oczach; zrobiło mi się jeszcze bardziej żal samej siebie, ale także i Michała. Zamknęłam cicho drzwi i ruszyłam do klatki. Po chwili usłyszałam jak samochód Michała odjeżdża z parkingu. Idąc do mieszkania, zastanawiałam się, czy mężczyzna wróci w ogóle do domu.
  Kiedy byłam już w mieszkaniu, zadzwoniłam do naczelnego i powiedziałam, że chciałabym wziąć urlop trzymiesięczny oraz to, że nie pojawię się na ceremonii wręczenia nagród, w której miałam być główną bohaterką. No, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
  Naczelny strasznie się zdenerwował, wręcz krzyczał na mnie, ale kiedy powiedziałam mu pokrótce, o co chodzi, stał się jakiś łagodniejszy i bardziej empatyczny. Nawet przeprosił mnie za swój wybuch. Powiedział, że owszem, da mi ten urlop na trzy miesiące, ale później od razu mam wracać do pracy w biurze. Obiecałam, że mogę podesłać mu parę artykułów, które miałam skończone i poprosiłam, aby reportaż, który przygotowywałam, oddał Kacprowi.
  Pożegnałam się szybko i usiadłam przy drzwiach balkonowych, patrząc na spokojne miasto, które było widać przez ów szklane drzwi. Nie miałam już siły dzisiaj nawet myśleć. Nie mogłam dalej się pogodzić, że Macka za jakiś czas z nami nie będzie, a jeszcze Michał… niepotrzebnie mówił jej o tym, że za mną tęsknił, akurat dzisiaj…
  Podniosłam tyłek z ziemi i ruszyłam do swojej sypialni. Leżąc już w łóżku, patrzyłam tylko w jeden punkt. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło. Pół godziny, godzina, a może dwie… Nie mam pojęcia.
  Nagle usłyszałam szczęk w zamku i wiedziałam, że to Michał. Chwilę później usłyszałam pukanie do moich drzwi.
  - Proszę – powiedziałam cicho.
  - Obudziłem cię? – zza drzwi statystykowi było widać tylko głowę i kawałek palców, którymi trzymał się drzwi.
  - Nie – pokręciłam głową.
  - Wtedy chciałem ci powiedzieć jedną rzecz… - westchnął. – Nigdy nie przestałem cię kochać.
  Równo z „ć” drzwi zamknęły się zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.






MAMY MISTRZOSTWO!!! <3
Płakałam i uśmiechałam się jednocześnie <3 Piękny Mundial, nie można powiedzieć, że nie :D Było niesamowicie! *,* Ciągle się jaram xD
Zapewne już słyszeliście, że Igła, Winiar, Guma i Mariusz kończą kariery reprezentacyjne... :( Pozostaje podziękować z całego serca za lata i oddanie całego serca tej reprezentacji! Przepiękne to były chwile! <3 Będę tęsknić za  Igłą Szyte...
POLSKA MISTRZEM ŚWIATA!!! 

poniedziałek, 15 września 2014

Dwanaście

  Od lekarza nie dowiedziałam się już nic więcej, ponieważ musiał dotrzeć do jakiegoś pacjenta, ponieważ ten miał atak drgawek. Zostawił mnie samą na korytarzu, samą ze swoimi myślami. W głowie motały mi się myśli o narzeczonej Mieszka. Nie wiedziałam, że w ogóle miał ów narzeczoną.
  Wyrzuciwszy z głowy myśl o narzeczonej Mieszka, weszłam do Sali, w której leżał Maciek. Poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Podeszłam do łóżka i popatrzyłam na dwóch mężczyzn. Widać było gołym okiem, że są dla siebie bardzo ważni.
  Nagle powieki Maćka zaczęły pomalutku się podnosić. Podbiegłam do jego prawej strony i stanęłam w oczekiwaniu.
  - Eleonora – powiedział ledwo słyszalnie i popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
  - Jestem tu – uśmiechnęłam się do niego, a po policzkach spłynęło parę łez.
  - Nie płacz – ledwo podniósł rękę i otarł mój policzek.
  - Przepraszam – wyszeptałam.
  - To ja przepraszam – powiedział. – Za to, że nic ci nie powiedzieliśmy z Michałem.
  - Przestań – wychrypiałam.
  - Co powiedzieli lekarze? – zapytał.
  Zastygłam w miejscu. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Jak powiedzieć człowiekowi, że zostały mu dwa miesiące życia?! Jak, pytam jak?!
  Maciek patrzył na mnie przez chwilę, a później sam sobie odpowiedział:
  - Domyślam się, że niedługo.
  Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku i skapnęła na jego rękę.
  - El, powiedz mi. Ile?
  Cisza.
  - Proszę – patrzył na mnie błagalnym wzorkiem, a ja walczyłam sama ze sobą. Byłam rozbita. Kompletnie rozbita. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie. Byłam osobą, która zawsze wszystko mówiła od razu i szczerze, a w tamtej chwili… W tamtej chwili, nie miałam pojęcia, jakie słowa dobrać, by były one odpowiednie, ale uświadomiłam sobie, że przecież nie ma odpowiednich słów, aby powiedzieć komuś, że za dwa miesiące nie będzie cieszył się ziemskim życiem. Po prostu nie ma.
  - Eleonora – spojrzał na mnie i ścisnął mnie za rękę  - powiedz mi, błagam cię. I tak się dowiem, a chciałbym usłyszeć to od ciebie.
  Przełknęłam głośno ślinę i otworzyłam buzię z zamiarem wypowiedzenia tych dwóch przeklętych słów, ale głos nie wydobył się mojego gardła.
  - Miesiąc? – zapytał Maciek, a mnie serce na chwilę stanęło.
  - Dwa – wyszeptałam ledwo słyszalnie.
  Wzrok Maćka nagle stał się pusty, ale po chwili na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nic nie rozumiałam z tego uśmiechu.
  Wyczuł chyba, że dziwnie się na niego patrzę, bo powiedział:
  - Dwa miesiące to nie czas, żeby się zamartwiać, El – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Trzeba wykorzystać ten czas, najlepiej jak się da.
  Nie powiem, optymizm Maćka był zadziwiający i pojawił się strasznie szybko. Zdziwił mnie trochę, ale w bardzo pozytywnym sensie. Mężczyzna nie załamał się, wręcz przeciwnie. Takie podejście to sprawy mnie ucieszyło.
  Nagle głowa Michała zaczęła się podnosić, a oczy otwierać. Spojrzał na Maćka, potem na mnie, a później znowu na Maćka.
  - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że nie chodzisz na badania? – spytał Michał od razu.
  - Michał… - powiedziałam cicho.
  - Nie „Michał” – odparł patrząc teraz na mnie. – Chcę się dowiedzieć, dlaczego Maciek tak zaniedbał swoje zdrowie – przeniósł wzrok na swojego kuzyna. – Więc?
  - Bo nie widziałem sensu w swoim życiu – odpowiedział od razu Maciek.
  Ścisnęło mnie w sercu. Dowiedzieć się, że jest się chorym, walczyć z chorobą, później utracić żonę… Zrobiło mi się żal Maćka jeszcze bardziej. Nie widział sensu życia bez ukochanej kobiety, dlatego tak zaniedbał swoje zdrowie.
  Każdy może powiedzieć, że rozumie, ale nie jest to do końca prawdą. Tak naprawdę nikt nie zrozumie tego, co przeżywa druga osoba, jeśli sam tego nie przeżyje.
  - Nawet nie wiesz, jak ciężko jest mi żyć – powiedział Maciek do Michała. – Żyć z tą świadomością, że Gosi nie ma. Że nie wypije ze mną kawy na tarasie, że nie pobawimy się wspólnie z Brownem. Że już nigdy więcej jej nie dotknę – oczy mu się zaszkliły; podobnie jak i mnie. – Przy rozstaniu z powodu jakiejś kłótni, zdrady jest jeszcze prawdopodobieństwo, że spotkasz jeszcze tę drugą osobę – poczułam ukłuci w sercu i spojrzałam na Michała, który miał utkwiony wzrok w swoim członku rodziny. – Przy śmierci tak nie ma, nie ma już tej nadziei. Wszystkie nadzieje wyparowują, znikają. Nie ma ich. I uświadamiasz sobie wtedy, że wszystko, co masz, traci na swojej wartości. Nie ma już takiego znaczenia, bo wszystko tak jakby odchodzi z tamtą osobą. Bezpowrotnie. Tak jest, jeśli tracisz kogoś na zawsze.
  W sali nastała cisza.
  - Przepraszam – powiedział po paru sekundach ciszy Michał. – Nigdy nie mówiłeś mi tego wcześniej.
  - Wiem – westchnął Maciek. – Jakoś nie potrafiłem. Ale teraz to nie jest ważne – uśmiechnął się Maciek. – Teraz ważne są najbliższe dwa miesiące.
  - Już wiesz…
  - Tak, wiem – kiwnął głową pacjent szpitala. – El, rozwiążemy twoją zagadkę – uśmiechnął się szeroko.
  - Dziękuję – uśmiechnęłam się i ścisnęłam go za rękę.
  - I oczywiście zwiedzę Paryż, Barcelonę, Rzym – uśmiechnął się sam do siebie. – Tylko sam nie dam rady – spojrzał na mnie. – Będziecie musieli mi pomóc – powiedział, po czym jego uśmiech jeszcze się powiększył.





Mamy epizod w poniedziałek! :D Za sprawą mojego przeziębienia xD
Rozdział napisany, oddany w Wasze ręce to teraz czas zabrać się za "Cierpienia młodego Wertera"... książka, zadania, ważne spostrzeżenia bohatera... lecim, lecim :D
No to ten... grupa śmierci, co? Ale chuj, damy radę! <3 bo przecież, jak nie my to kto?! :D
A propos jeszcze Mundialu, łapce pewien artykuł, ( http://www.polsatsport.pl/Wiadomosc/Kmita-Cala-Prawda-O-Zakodowaniu-MS,1404929/index.html ) może wreszcie ktoś zrozumie dlaczego Polsat zakodował transmisje... Taki mamy świetny rząd w Polsce. Jak dla mnie, Polsat zrobił naprawdę DUŻO, aby te Mistrzostwa odbyły się u Nas w Polsce, a to, że Tusk (sukinsyn) zadecydował tak, a nie inaczej, to mamy to co mamy. Moja opinia, nikt się zgadzać z nią nie musi.

Trzymajcie się! Udanego tygodnia!
Trzymamy kciuki za Polaków! <3
poziomkowa. 

poniedziałek, 8 września 2014

Jedenaście

  - Wszystko zaczęło się trzy lata temu – zaczął Mieszko siedząc obok mnie i szpitalnego łóżka, na którym leżał Maciek. – Zdiagnozowano u niego raka lewego płuca. Zdiagnozowano go już na samym początku, więc lekarze szybko się z nim uporali. Owszem mówili, że nawrót choroby jest możliwy, ale w zaledwie dziesięciu procentach. Maciek miał przychodzić na kontrole i dopóki żyła Małgorzata, robił to. A później… Gosia zginęła w tym pieprzonym wypadku samochodowym i Maciek całkowicie się załamał. Ja nie wiedziałem jak mam do niego dotrzeć – Mieszko zamknął oczy i dotykając kciukiem prawego, a następnymi dwoma palcami lewego oka, przetarł powieki. – Mówił mi, że bada się regularnie, a ja głupi nie zażądałem nawet wyników – oparł głowę na otwartej dłoni. – A teraz ten pieprzony rak powrócił w dodatku w złośliwej postaci i z przerzutami – Michał zamknął oczy i przyłożył dłonie do twarzy.
  Poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Przełknęłam szybko ślinę, zamrugałam oczami i położyłam swoje dłonie na dłoniach statystyka i całą siłą, jaką w sobie miałam, oderwałam jego dłonie od twarzy. Nigdy nie widziałam go takiego załamanego. Oczy miał czerwone, a ręce mu się trzęsły.
  - Lekarze dają mu góra dwa miesiące – powiedział łamiącym się głosem, a moje oczy już wtedy nie wytrzymały i wypuściły z siebie łzy. – Dwa miesiące, rozumiesz? – mówiąc cały czas patrzył mi w oczy. – Dwa miesiące. I to jeszcze przykuty do łóżka!
  Nic nie powiedziałam tylko przyciągnęłam Michała do siebie i mocno przytuliłam.
  - Dwa miesiące – mówił przez łzy.
  Łzy leciały mi ciurkiem, a ja nie mogłam ich powstrzymać.
  - Eleonora – Michał podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. – Trzeba sprawić, żeby te tygodnie, które mu zostały – przerwał na chwilę i zaczerpnął powietrza – były jednymi z najlepszych w jego życiu. Pomożesz mi?
  Pokiwałam energicznie głową.
  - Dziękuję – powiedział z wdzięcznością i znowu, mocno do mnie przywarł.
 
  Mieszko zasnął w moich ramionach po jakiejś pół godzinie. Najdelikatniej jak tylko mogłam, wyplątałam go ze swoich objęć i oparłam mu głowę na materacu Maćka. Powoli podniosłam się z krzesełka i spoglądając na ich obu, wyszłam z sali na korytarz. Znalazłam automat i wygrzebałam drobne z kieszeni, po czym zamówiłam herbatę. Z kubkiem gorącego napoju, poszłam do dyżurki.
  - Przepraszam – powiedziałam parząc na chudą jak szkapa, pielęgniarkę.
  - Tak? – spytała gniewnie i podniosła na mnie wzrok z gazety, którą czytała.
  Czy nie mogła trafić mi się jakaś miła pielęgniarka, do jasnej cholery?
  - Mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie i czy w ogóle znajdę wysokiego, starszego lekarza z takimi charakterystycznymi okularami. Jest lekarzem Macie…
  - Czy pani nie ma co robić? – przerwała mi ostro. – Pozwoliliśmy państwu zostać na noc, ale żeby siedzieć przy pacjencie, a nie po to, aby uganiała się pani za lekarzami w nocy! – fuknęła na mnie. – Proszę wrócić do sali albo niech w ogóle pani opuści szpital.
  Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami i czułam jak wzbiera się we mnie złość.
  - Czy pani, aby przypadkiem nie pozwala sobie za dużo? – zapytałam.
  Teraz to pielęgniarka wywaliła na mnie oczy. Wiedziałam, że gdyby wzrok mógł zabijać, padłabym na ziemię.
  - Co ty sobie myślisz, smarkulo? – podeszła do mnie i spojrzała prosto w oczy. – Że ja nie mam nic lepszego do roboty, tylko wypowiadanie nazwisk na prawo i lewo? Powinna pani wiedzieć, jak nazywa się lekarz, który zajmuje się pani kochankiem?
  - Że co proszę?! – podniosłam głos. – Jak pani w ogóle śmie?! Maciek jest moim przyjacielem, a nie kochankiem!
  - Proszę nie krzyczeć, bo pobudzi mi pani pacjentów – odezwał się nagle miły, męski głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam tego samego doktora, z którym rozmawiał Michał. – Anno, a z tobą jeszcze porozmawiam na temat traktowania gości naszych pacjentów – zmroził pielęgniarkę ostrym spojrzeniem. – Pani… - spojrzał na mnie przyjaźnie.
  - Eleonora –oznajmiłam.
  - Pani Eleonoro, proszę ze mną – powiedział i ruszył przed siebie.
  Nie patrząc już na wściekłą pielęgniarkę, ruszyłam za doktorem.
  - Przepraszam panią bardzo za Annę – powiedział, kiedy usiadł na krzesełku niedaleko Sali, w której leżał Maciek. Machnęłam tylko ręką i usiadłam obok niego. – Pani jest narzeczoną pana Michała, prawda? – zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
  - Jestem przyjaciółką ich obu – uśmiechnęłam się lekko.
  - Och… - wydukał z siebie doktor. – Więc… dlaczego pani mnie szukała?
  - Chciałam zapytać, czy to… to że Maćkowi pozostały dwa miesiące życia, czy to jest ostateczne?
  Uważnie patrzyłam na lekarza.
  - Z przykrością stwierdzam, ale tak. – Zamknęłam oczy i po tym jak je otworzyłam, podparłam czoło o wierzch prawej dłoni. – Rak jest bardzo zaawansowany i do tego z przerzutami. Bardzo mi przykro.
  - Ale… ale już nie da się zrobić kompletnie nic? Żadnych przeszczepów? – spoglądałam na lekarza, już wyprostowana, z nadzieją.
  Pokręcił przecząco głową, a mnie po policzkach spłynęło kilka łez.
  - Bardzo mi przykro – położył swoją dłoń na moim ramieniu.
  - Wróci chociaż do domu? – zapytałam ze łzami w oczach.
  - Wróci – uśmiechnął się lekko doktor. – Tylko, że będzie musiał ktoś z nim być i to dwadzieścia cztery godziny na dobę.
  - To oczywiste – kiwnęłam głową.
  - Nie wiedziała pani o jego chorobie, prawda? – spytał.
  - Prawda – przytaknęłam. Nastała chwila ciszy, a po chwili usłyszałam swój głos.–  A skąd panu przyszedł do głowy pomysł z narzeczoną?
  - Och, pan Michał opowiadał mi kiedyś o niej i pomyślałem, że to pani – odparł.
  To Michał miał narzeczoną? …




No... cześć! :D
15 punktów! Jaram się *,* Brawo Chłopaki! :D
Szkoła, jeszcze raz szkoła xD Was też tak cisną? -,- Historio starożytna - kocham cię -,-
Mundial, Mundial, Mundial *,*
Słuchajcie, epizod w następnym tygodniu w poniedziałek, wtorek lub środę, zobaczę jak mi się w czasie rozłoży :) Proszę Was bardzo o wyrozumiałość, choć i tak daliście mi jej baaardzo dużo, za co z całego serca dziękuję :*
Dobra, zmykam do lekcji... xD
Trzymajcie się!
poziomkowa.

PS
Dziękuję za tak pozytywny powrót! Nie wiedziałam, że jeszcze tyle osób wchodzi na tego bloga i na mnie czeka! Pozytywne zaskoczenie bardzo :D DZIĘKUJĘ! <3 Zdecydowanie, poziomkowa. ma najlepszych Czytelników na świecie! :* 

poniedziałek, 1 września 2014

Dziesięć

  Parkiet był już prawie cały zerwany, a my dopiero znaleźliśmy kartkę od ciotki Bogumiły.
  - Następną podpowiedź znajdziesz w piwnicy, moja droga – zaczął czytać Maciek. – Przepraszam, że musiałaś zrywać podłogę w kuchni, ale ona i tak nadawała się już do wymiany…
  - Co? – przerwałam mężczyźnie czytanie i wyrwałam mu kartkę z ręki. – Do wymiany?! Ona sobie chyba ze mnie żartuje. Ja tutaj nawet nie zamierzam mieszkać.
  Byłam zdenerwowana, bo już wszystko to, doprowadzało mnie do szału, a i dni zbliżającego się okresu, nie pomagały.
  Przeczytałam kolejną część wiadomości od ciotki.
  „Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. Jak na razie, nie szukaj kupca na ten dom. Więcej dowiesz się na ten temat, kiedy znajdziesz ostatnią kartkę ode mnie. A tymczasem, zejdź do piwnicy, napij się wina i poszukaj kolejnej wskazówki.”
  - Żeż kurwa – warknęłam pod nosem.
  - El, uspokój się – poprosił łagodnym głosem Maciek.
  Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy.
  - Po prostu myślałam na początku, że uda mi się to szybko załatwić. Bardzo się myliłam – powiedziałam cicho. Bezsilnie wręcz.  - Chodźmy już stąd, dobrze? – spojrzałam na niego.
  Kiwnął głową, po czym zamknął klapę i wyszliśmy z kuchni, a chwilę później i z domu.
  - Dziękuję za pomoc – odezwałam się, kiedy Maciek oddawał mi klucze od domu, ponieważ zamykał drzwi.
  - Nie ma za co – uśmiechnął się leciutko. – Polecam się na przyszłość.
  - Jeszcze raz dziękuję – przytuliłam go lekko. – A tobie nic nie pomóc? – spytałam patrząc na niego.
  - Nie – pokręcił głową z uśmiechem. – Ale możesz wpaść na herbatę lub kawę – jego uśmiech się powiększył. – O ile nie masz innych planów…
  - Nie mam – uśmiechnęłam się szeroko. – Z chęcią napiję się kawy – wzięłam Maćka pod rękę i ruszyliśmy w stronę jego domu.

  Następnego dnia z samego rana w mieszkaniu pojawił się Mieszko. W zbyt dobrym nastroju nie był, ponieważ Resoviacy przegrali wczorajszy mecz, a oznaczało to, że pożegnali się z awansem do finału Ligi Mistrzów.
  Oglądaliśmy wczorajszy mecz z Maćkiem, ponieważ okazało się, że ów mężczyzna też kibicuje Resovi. Po nieudanym meczu wracałam do mieszkania Mieszka w złym humorze z powodu meczu, a do tego jeszcze nałożyła się sprawa z rodzinną zagadką.
  - Zrobić ci coś jeść? – zapytałam Michała.
  Pokręcił głową i powiedział, że musi chwile popracować i szybko zmył się do swojego pokoju. Pojawił się w salonie dopiero po godzinie osiemnastej, kiedy zawołałam go na kolację.
  - Nie, nie rób sobie kłopotu – odparł, widząc jak nakładam mu spaghetti na talerz. – A może jest coś co ja bym mógł zrobić dla ciebie? – zapytał.
  Spojrzałam na jego twarz. Widać, że był zmęczony i że gdyby teraz położył się, zasnąłby jak dziecko.
  - I tak dużo dla mnie robisz…
  - Daj spokój – machnął ręką. – Chciałbym ci jakoś wynagrodzić  to wszystko, co spotkało cię po tamtej nocy…
  Przymknęłam oczy.
  - To przeszłość – powiedziałam otwierając oczy i uważnie na niego patrząc.
  - Przeszłość, która do mnie powraca każdego dnia – odparł nie spuszczając ze mnie wzroku.
  Usiadłam na krześle i aż trudno było mi uwierzyć w to, co mówił Michał.
  - Anka wszystko między nami popsuła – powiedział smutnym głosem.
  - A my popsuliśmy naszą przyjaźń przez kilka słów, które każde z nas usłyszało jedynie w tamtą noc – dopowiedziałam.
  Mieszko westchnął i usiadł naprzeciwko mnie.
  - Mówiłaś, że nie żałujesz tamtej nocy…
  - Bo nie żałuję – czułam jak łzy cisną mi się do oczu. – I nigdy nie będę żałować. Za dużo dla mnie znaczyłeś i znaczysz za dużo do dzisiaj.
  - To czemu wtedy ze mną nie porozmawiałaś? – jego wzrok wbił się we mnie jeszcze głębiej. – Zostawiłaś list, że wyjeżdżasz i że mam się do ciebie nie odzywać.
  - Anka namieszała mi w głowie, powiedziała przecież, że będziesz miał z nią dziecko! – za późno, jedna łza spłynęła po moim policzku.
  - A ty od razu jej uwierzyłaś! – podniósł ton, tak samo jak i ja.
  - Pokazała mi zdjęcia USG i tego typu rzeczy… To było bardzo realne, a ja nie chciałam się mieszać! – powiedziałam głośno i wyraźnie. – A później okazało się, że to jedna wielka bujda.
  - Chcesz coś wiedzieć? – zapytał i przybliżył się do mnie.
  Kiwnęłam tylko głową ciągle wlepiając w niego oczy.
  - Byłaś moją pierwszą – wyszeptał. – Tak jak ja dla ciebie byłem pierwszym, rozumiesz?
  Kiwnęłam głową. Nie miałam o tym pojęcia.
  - Dlaczego mi wtedy o tym nie powiedziałeś? – zapytałam drżącym głosem.
  Odpowiedzi nie uzyskałam, ponieważ rozległ się dźwięk dzwonka telefonu Mieszka. Z zaciekawieniem patrzyłam na twarz mężczyzny, kiedy spojrzał na wyświetlacz; teraz wyrażała strach.
  - Halo? – nastała grobowa, długa cisza. – Już jadę! – krzyknął Mieszko i automatycznie podniósł się z krzesła. – Będziemy musieli dokończyć tę rozmowę później – powiedział idąc szybkim krokiem do przedpokoju.
  Oczywiście, szłam za nim.
  - Michał, co się stało? – zapytałam próbując za nim nadążyć.
  Odpowiedział dopiero wtedy, kiedy byłam już w przedpokoju.
  - Maciek jest w szpitalu.

  Mieszko do szpitala jechał z prędkością światła i przez całą drogę się nie odzywał, ba! Nawet na mnie nie spojrzał. Nim się obejrzałam, byliśmy już na miejscu i Michał pytał w dyżurce o Maćka. Kiedy już dowiedział się jaki jest numer Sali, w której leży mężczyzna, szybko udaliśmy się w tamtą stronę.
  - Michał – złapałam go za rękę, kiedy chciał już nacisnąć klamkę w drzwiach, za którym zobaczylibyśmy Maćka.
  Gogol pojrzał na mnie uważnie.
  - Maciek jest na coś chory?
  - Później – odparł tylko i pchnął drzwi po czym szybko wszedł do środka i dotarł do łóżka przy oknie, na którym leżał jego kuzyn, całkowicie nieprzytomny. Urządzenia szpitalne niemiłosiernie pikały, czego strasznie nie lubiłam. – Zostaniesz z nim? – zapytał Michał, patrząc na mnie. – Ja poszukam lekarza.
  - Jasne.
  - Dziękuję – usłyszałam tylko i już go nie było.
  Spojrzałam zatroskanym wzrokiem na Maćka. Twarz miał bez wyrazu, a jego klatka piersiowa miarowo unosiła się ku górze i opadała. Usiadłam na krzesełku i ujęłam jego dłoń, do której podłączona była kroplówka.
  Nie miałam pojęcia, dlaczego Maciek tutaj trafił, przecież przez cały czas, był uśmiechnięty, na nic się nie skarżył. Nie było widać, że coś może mu dolegać, a teraz leżał tutaj w szpitalu. Mimo że znałam go zaledwie parę dni, straszliwie się o niego martwiłam. Nie dało się ukryć, że polubiłam tego mężczyznę od samego początku. Był miły, pomocny, serdeczny, a teraz leżał w szpitalu. Tak mi pomógł, a ja w tej chwili nic nie mogłam zrobić, ponieważ nie wiedziałam nawet z jakiego powodu jest tutaj i leży podłączony do przeróżnych kabelków.
  Przez następne pół godziny, siedziałam i wpatrywałam się w Maćka z zatroskaną miną i kiedy wreszcie pojawił się Mieszko, od razu na niego spojrzałam. Straszliwie przeraziłam się jego miny. W jego oczach były łzy! Moje serce przyspieszyło i jedyne, co mogłam wykrztusić, to:
  - O co chodzi?


MUNDIAL! *,* Już jutro na meczyk <3
No to, powracamy po wakacjach :D Mam nadzieję, że wszystko u Was w jak najlepszym porządku :D Achh... i jutro zaczynamy już naukę... WAKACJE, dlaczego tak szybko się skończyłyście? :(
Czytajcie, komentujcie, hejtujcie, co tam chcecie :D
Posty raz na tydzień, gdyby ktoś pytał ;)
Trzymajcie się i do następnego poniedziałku!

sobota, 10 maja 2014

Wytłumaczenie

No to ten... wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale urwanie głowy ostatnio. Na pisanie po prostu nie mam czasu. Czuję się chujowo, bo nie lubię czegoś zaczynać i tego nie kończyć -,- więc z tym opowiadaniem wrócę jakoś dopiero po wakacjach. Wiem, nawaliłam, nie mówię, że nie. Macie prawo być na mnie wkurzeni. Ja sama jestem na siebie, więc rozumiem. Mogę powiedzieć tylko jedno: PRZEPRASZAM.

Zaczął się sezon reprezentacyjny, ale też i transfery... Trzymam kciuki za chłopaków, no i za nowych trenerów naszej Reprezentacji :) Transfery, transfery - boję się, co jeszcze może się wydarzyć.

Pozostaje mi życzyć Wam udanej końcówki roku szkolnego, zajebistych, zwariowanych i niezapomnianych wakacji! Jeszcze raz, przepraszam i... do zobaczenia we wrześniu :*

sobota, 12 kwietnia 2014

Poślizg, wybaczcie..

Epizod pojawi się jakoś w środę, chyba... Musicie mi wybaczyć, ale w tym tygodniu kursowałam pomiędzy szkołą, szpitalem i domem.. I przynajmniej do środy też tak będzie.. Wybaczcie, ale jak ma się Siostrę po operacji, nie ma się ochoty praktycznie na nic..

BRAWO RESOVIO! ♥ I mamy piąty mecz w Rzeszowie, który rozstrzygnie rywalizację, kto zagra w finale MP :) MISTRZ, MISTRZ RESOVIA! ♥
Udanego weekendu! :) Nie spędzicie go w większości tak jak ja, czyli w szpitalnej sali.. Trzymajcie się! :*

sobota, 5 kwietnia 2014

Dziewięć

  Wbiegłam na podwórko Maćka i od razu zastukałam w drzwi domu. Usłyszałam donośny głos właściciela posesji:
  - Brown!
  Nim się obejrzałam pies już był przy mnie. Pogłaskałam go po łbie.
  - No cześć, kolego – uśmiechnęłam się do zwierzaka.
  - O, El – Maciek zatrzymał się u podnóża schodków. – Witaj – uśmiechnął się.
  - Cześć – odwzajemniłam uśmiech.
  - Co cię sprowadza? – zapytał.
  - Mam prośbę, trochę może nietypową… - zaczęłam drapać się po karku.
  - Mów – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Trzeba coś przestawić w domu? Jakiś obraz ściągnąć?
  - Nie – pokręciłam głową. – Zerwać podłogę .
  Maciek zaczął się śmiać, ale kiedy spojrzał na mnie i widział, że wcale nie jest mi do śmiechu, przestał się śmiać.
  - Ty mówisz poważnie? – spytał, na co pokiwałam głową. – Gdzie i po co chcesz zrywać podłogę?
  - Bardzo poważnie – odpowiedziałam na jedno z pytań. – W kuchni, a po co? Po to, żeby znaleźć kolejną wiadomość od ciotki.
  - Ukryła karteczkę w podłodze? – Maciek popatrzył na mnie jak na wariatkę.
  - Dokładnie – kiwnęłam głową. – Super, nie? – klapnęłam na schodach. – Jak tak dalej pójdzie, to ja nie wiem, kiedy odkryję tą pieprzoną tajemnicę. Teraz musze zrywać podłogę, to po następną karteczkę będę musiała na dach wejść? – spytałam sarkastycznie.
  Maciek usiadł obok mnie, a pies położył się za nami na wycieraczce. 
  - Twoja ciotka miała wybujałą wyobraźnię – uśmiechnął się.
  - I to bardzo – skomentowałam. – Dostałam urlop tylko na ten tydzień, a nie na miesiąc – westchnęłam i oparłam brodę na otwartych dłoniach.
  - Damy radę – poklepał mnie po ramieniu. – Dowiesz się, co tam się stało, najszybciej jak to tylko będzie możliwe – uśmiechnął się pocieszająco.
  - Oby – uśmiechnęłam się lekko. – To co, pomożesz mi z tą nieszczęsną podłogą?
  - Jasne, że tak – wyszczerzył zęby w uśmiechu i wstał, wyciągając w moim kierunku dłoń. – Wstawaj, bierzmy się do roboty.
  Ujęłam jego dłoń i szczęśliwa, że nie jestem z tym wszystkim sama, wstałam ze schodów.

  Piętnaście minut później byliśmy z Maćkiem już z narzędziami w kuchni.
  - Trzeba będzie najpierw powynosić stąd rzeczy – powiedział mężczyzna ogarniając wzorkiem całe pomieszczenie.
  - To co, bierzemy się do roboty? – spytałam biorąc się pod boki.
  Kiwnął głową.
  - Zacznijmy od stołu i krzeseł – zarządził Maciek.
  Oboje złapaliśmy stół i wynieśliśmy go z kuchni do holu; później to samo zrobiliśmy z krzesłami.
  - Weźmy teraz tę szafkę i to wszystko, co możemy wynieść we dwójkę – powiedział.
  - A reszta? – zapytałam.
  - Potrzeba więcej osób – odpowiedział mężczyzna. – Ale może twoja ciotka schowała tę kartkę, gdzieś na środku – uśmiechnął się do mnie lekko.
  - Może masz rację – odwzajemniłam uśmiech. – Bierzmy to – kiwnęłam głową na szafkę – i zacznijmy to zrywanie.
  Jak zostało powiedziane, tak zostało zrobione.
  Zrywanie desek zaczęliśmy od rogu, w którym stał stół, i który, jako jedyny był wolny. Zerwaliśmy trzy deski i nic nie znaleźliśmy.
  - Jak ona to tam gdzieś wcisnęła? – zaczęłam zastanawiać się na głos.
  - Nie mam pojęcia – odparł zmachany Maciek.
  - Chcesz coś pić? – zapytałam patrząc na niego uważnie.
  Kiwnął tylko głową i zaczął zrywać kolejną deskę.
  - To zaraz wrócę – powiedziałam i wyszłam z kuchni.
  Wodę zostawiliśmy w holu, więc tam właśnie się udałam. Maciek uparł się, aby wziąć całą zgrzewkę, więc w folię wbiłam paznokcie i pociągnęłam do siebie. Męczyłam się z wyciągnięciem jednej butelki, kiedy usłyszałam moje imię, które wykrzyczał Maciek.
  - Musisz to zobaczyć!
  Szarpnęłam butelkę i pobiegłam razem z nią do kuchni.
  - Co jest?
  - Te cztery deski były tylko włożone – uniósł do góry deski, o których mówił.
  - Znalazłeś kartkę? – zapytałam podbiegając do niego.
  Stanęłam jak wryta tuż przy klęczącym mężczyźnie. Owszem, karteczki ani żadnej koperty nie było, ale za to była jakaś klapa.
  - Otwórz – poprosiłam Maćka.
  Popatrzył na mnie uważnie, a kiedy kiwnęłam głową, westchnął tylko i uczynił, to o co go poprosiłam. Naszym oczom ukazały się schody i ciemność.
  - Piwnica? – odezwał się Maciek.
  - Nie wiem, wszystko możliwe – odparłam. – Masz jakieś zapałki? – zapytałam wychodząc z kuchni i kierując się do pokoju, który kiedyś traktowany był jako salon.
  - Mam – usłyszałam jego głos jak wchodziłam do pomieszczenia.
  Z kominka drapnęłam jedną ze świec i wróciłam do kuchni.
  - Odpalaj – powiedziałam do mężczyzny.
  - Myślisz, że coś tam znajdziesz? – zapytał odpalając zapałkę.
  - Zawsze warto spróbować – odparłam mocno trzymając świecę.
  Pomalutku, patrząc uważnie jak stąpam, zaczęłam schodzić po schodach. Było ich piętnaście, a każdy kolejny schodek sprawiał, że włoski jeżyły mi się na karku i pojawiła się gęsia skórka, która była reakcją na zimno, jakie panowało w piwnicy.
  Kiedy moja prawa noga dotknęła podłogi, odetchnęłam głęboko.
  - Mogę już schodzić? – usłyszałam głos Macka i aż podskoczyłam.
  - Jasne, możesz – odparłam cicho, ale najwyraźniej usłyszał, ponieważ skrzypnął pierwszy schodek.
  Zaczęłam uważnie się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Na pułkach pełno było przetworów, które pewnie już dawno straciły swą ważność. Zauważyłam, że na jednej z półek stały same butelki, a było ich około pięćdziesięciu. Podeszłam do regału i ściągnęłam jedną z butelek. Okazało się, że była pełniutka. Obróciłam ją tak, aby spojrzeć na etykietę i o mało, co się nie przewróciłam. Na etykietce widniał rok tysiąc dziewięćsetny.
  - O, cholerka – szepnęłam z zachwytem.
  - Co jest? – usłyszałam głos Maćka, a dwie sekundy później już przy mnie był. – Wino? – spytał.
  - I to z tysiąc dziewięćsetnego – dodałam i podałam mu butelkę.
  - O żesz w mordę – skomentował, patrząc na etykietę.
  Z półki ściągnęłam kolejną butelkę. Wino było o rok młodsze od tego, które w swoich dłoniach trzymał Maciek. Przyłożyłam świecę do kolejnej butelki i zauważyłam, że kolejne butelki na etykietach mają wypisane kolejne lata, jakie następowały po sobie. Kucnęłam i spojrzałam na ostatnią butelkę. Etykieta wskazywała na to, że ostatnia butelka włożona została tutaj sześćdziesiątego trzeciego roku.
  - I że nikt tego wcześniej nie znalazł? – mruknęłam pod nosem.
  - Też mnie to dziwi – odparł Maciek. – Ale może twoja ciotka włożyła tutaj to wszystko jak przyjechała, żeby pochować karteczki? – spojrzałam na niego.
  - Może masz rację – powiedziałam. – Przecież nie jest możliwe, żeby to wszystko tutaj stało od tego dziewięćsetnego. Przecież Ruscy grabili wszystko, co popadnie.
  - I uwielbiali alkohol – dodał mężczyzna.
  - Właśnie – zgodziłam się z nim. – Może w tej karteczce, którą znajdziemy w podłodze coś będzie na ten temat.
  - Może – powiedział Maciek i odłożył butelkę na swoje miejsce. – Coś ciekawego jest tutaj jeszcze?
  - Jakieś słoiki z przetworami, tyle udało mi się zauważyć – odpowiedziałam i zaczęłam znowu się rozglądać. W rogu zauważyłam jakieś pudła. – Tam coś jest jeszcze.
  Obje podeszliśmy do pudeł. Maciek otworzył jedno i okazało się, że znajduje się tam jakiś mundur.
  - Twój dziadek albo pradziadek na pewno byli w wojsku i to pewnie ich – powiedział mężczyzna.
  - Dziadek nie, ale pradziadek na pewno – odparłam. – Otwórz też to drugie – poprosiłam.
  W tym pudle znaleźliśmy mnóstwo starych zdjęć i albumów ze zdjęciami.
  - Myślałam, że babcia miała wszystkie zdjęcia u siebie – powiedziałam. – Przynajmniej tak mówiła…
  - Wychodzi na to, że twoja babcia o wielu rzeczach ci nie powiedziała – westchnął Maciek.
  - Na to wygląda – wypuściłam powietrze z płuc. – Wracajmy na górę i znajdźmy tę pieprzoną kartkę i koniec na dzisiaj z tym wszystkim – powiedziałam mając już tego dość na dziś.
  - Jak sobie życzysz – Maciek kiwnął głową.
 



  Nie wiem, co mam Wam napisać poza tym, że jest mi w chuj smutno… Alek doznał kontuzji – każdy wie i że Resovia przegrała dwa mecze – też każdy wie… Pozostaje wierzyć, że w Kędzierzynie uda się wygrać dwa mecze i następny w Rzeszowie również… a jeśli się nie uda, zostaje walka o brązowy medal Mistrzostw Polski…
  Trzymaj się Alek, kibicie są z Tobą!
  Do następnej soboty, trzymajcie się ;*

poniedziałek, 31 marca 2014

Osiem

  Rano obudził mnie dzwonek do drzwi, który dzwonił i dzwonił. Zerwałam się z łóżka i wybiegłam z pokoju.
  Błagam, żeby on nie zaspała, bo go uduszę!
  - Mieszko! – wpadłam do niego do pokoju bez pukania.
  Mężczyzna poderwał się z łóżka i popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
  - Co jest? – zapytał. – O kurde! Która godzina?! – złapał szybko telefon z szafki nocnej. – Zaspałem! – wyleciał z łóżka. – Pół godziny, Jezu! – z prędkością światła doleciał do szafy.
  Dzwonek wciąż dzwonił.
  - Pójdę otworzyć – powiedziałam.
  - Jak będą chcieli mnie zabić, to powiedz, że mnie nie ma – rzucił i zaczął grzebać w szafie, a ja opuściłam jego pokój.
  - Idę! – krzyknęłam, ponieważ ktoś straszliwie znęcał się nad przyciskiem dzwonka.
  Otworzyłam drzwi najszybciej jak tylko potrafiłam, a przed nimi ujrzałam Fabiana.
  - Cześć – przywitał się z uśmiechem. – Gdzie jest kurde Mieszko? – uśmiech zniknął szybko z jego twarzy.
  - Ubiera się – wskazałam kciukiem za siebie.
  - Już idę! Chwila! – usłyszeliśmy głos Michała.
  - Wejdziesz? – zapytałam, bo co innego mogłam zrobić?
  Wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
  - Co wyście robili w nocy? – spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił, że chodzi mu tylko o jedno.
  - My? Nic – wzruszyłam ramionami.
  - Pewnie tak – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  - Strasznie są na mnie wkurzeni? – z korytarza do kuchni wleciał Mieszko ciągnąc za sobą dwie walizki.
  - Stary, serdecznie ci już współczuję – siatkarz klepnął statystyka po ramieniu.
  - Żesz kurw…
  - Te, wyrażaj się przy kobietach – Michał dostał po głowie od Fabiana, co skomentowałam tylko wybuchem śmiechu.
  - Jedźcie już! – powiedziałam głośno.
  - Dawaj to – rozgrywający wyrwał Mieszkowi walizki z rąk. – I ruszaj tyłek, czekam na dole. Pa, El – puścił mi oczko, uwodzicielsko się do mnie uśmiechając.
  - Pa pa – cmoknęłam ustami i pomachałam do niego dłonią.
  Jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył, a po chwili siatkarz zniknął nam z oczu.
  - Przepraszam za niego – mruknął Michał.
  - Daj spokój – machnęłam ręką. – Leć, bo nie będą czekać w nieskończoność – uśmiechnęłam się do niego lekko.
  Podszedł do mnie i lekko się uśmiechnął.
  - Poradzisz sobie? – spytał.
  - Jasne – uśmiechnęłam się. – Jestem już dużą dziewczynką.
  Kiwnął tylko głową i lekko mnie przytulił, co totalnie mnie zaskoczyło. Po karku przeszedł mi dreszcz. Tak dawno nie czułam jego zapachu i ciepła…
  - Trzymaj się – odsunął się nagle ode mnie. – Na razie.
  - Pa – pomachałam mu prawą dłonią, a po chwili patrzyłam jak idzie korytarzem, otwiera drzwi, wychodzi przez nie już na mnie nie patrząc, a po sekundzie słychać tylko trzask zamykanych drzwi.

  Około godziny dziesiątej byłam już w willi, którą odziedziczyłam po ciotce. W ciszy weszłam na górę i skierowałam się do pokoju, który kiedyś zajmowała moja babcia. Otworzyłam drzwi, które skrzypnęły straszliwie.
  Podeszłam do biurka, które stało przy oknie. Otworzyłam jedną z szuflad, ale nie znalazłam w niej nic, prócz paczki zapałek. Co tam robiły zapałki? Nie miałam bladego pojęcia. Druga szuflada strasznie ciężko się otwierała, ale kiedy udało mi się ją już wyciągnąć, wiedziałam, że to jest właśnie ona i po innych szperać nie będę musiała, bynajmniej w tej chwili.
  Okładka książki była cała poobklejana wycinkami z czarnobiałych gazet. Westchnęłam głęboko i otworzyłam ją. Dech mi zaparło. Książka w środku była wycięta! Z kartek, które były w środku, zostały tylko ramki, a środek wypełnił złoty, kieszonkowy zegarek. Drżącymi rękami wyciągnęłam go z książki i obróciłam w dłoniach. Na odwrocie wygrawerowane było „Na zawsze Twoja”.
  Nabrałam powietrza w płuca i otworzyłam zegareczek. Wskazówki, które razem z tarczą znajdowały się na prawym skrzydełku, wskazywały godzinę pierwszą trzydzieści cztery, a zdjęcie, które było na lewym – czarnobiałe zdjęcie młodej dziewczyny. Rozpoznałam tę twarz. To była moja ciotka Bogumiła.
  Przeniosłam wzrok na miejsce, gdzie spoczywał jeszcze przed chwilą zegarek. Zauważyłam niebieską karteczkę złożoną na pół. Wzięłam ją do ręki o otworzyłam.

  „Brawo, znalazłaś miejsce, gdzie ukryta została ostatnia rzecz, która została mi po Henryku. Ten zegarek dostał ode mnie dwa tygodnie przed tym, jak ostatni raz Go widziałam… Pamiętam, świeciło słońce, a na niebie nie było żadnej chmurki. Spacerowaliśmy po parku i wtedy mu go wręczyłam. Kiedy uśmiechnął się, widząc moje zdjęcie w środku i wygrawerowany napis na odwrocie, serce zaczęło bić szybciej. Oddałabym wszystko, aby móc Go jeszcze raz zobaczyć, móc go dotknąć, pocałować. Zdjęcie nie wystarczają, owszem – pomagają, ale nie zastąpią tęsknoty za miłością życia w pełni.
  Następna kartka ukryta jest w kuchni, ale żeby ją znaleźć, musisz… zerwać podłogę. Powodzenia, moja Droga!”

  Ręce mi opadły. I to do samej ziemi. Zerwać podłogę, do jasnej cholery?! Ta sytuacja coraz bardziej zaczynała mnie denerwować. Może niedługo cały dom będę musiała zdemolować, bo ciotka powtykała karteczki z zagadkami i wskazówkami w jakiś dziurach.
  Aż usiadłam z tego wszystkiego na krześle, które stało w pokoju. Zakryłam twarz dłońmi i siedziałam tak przez chwilę opierając łokcie na kolanach. Potrzebowałam chwili, aby odetchnąć i zebrać myśli.
  Po kilku minutach, pokręciłam tylko głową z bezsilności i zeszłam na dół, trzymając w dłoni zegarek oraz list, który zostawiła mi ciotka.
  Jak to dalej będzie szło w tak szybkim tempie, to przed trzydziestką powinnam się wyrobić, pomyślałam sarkastycznie.
  Wyszłam z domu i skierowałam kroki w stronę domu Maćka. Ktoś w końcu musiał mi pomóc, zerwać tę podłogę w kuchni…





 
Wybaczcie mi ten poślizg, ale zmęczenie wzięło wczoraj nade mną górę -,-‘ Tak to jest jak cały Paryż zwiedzasz na pieszo xD Ogólnie, Paryż miasto – ZAJEBISTE! Ja się zakochałam ♥ A Wieża Eiffla, już w ogóle *,* Widok z niej po prostu zapiera dech w piersiach :D Każdemu polecam zwiedzenie tego pięknego miasta! 
  Że niby poziomkowa. taka światowa xD 


  W sobotę będzie o wiele dłuższy epizod, bo ten jest króciutki xD 
  W takim razie, do soboty, Kochani :*

  "Najlepszymi pamiątkami są wspomnienia z naszych podróży"
https://www.youtube.com/watch?v=jmg3O65Erbw


czwartek, 20 marca 2014

Siedem

  - Pójdę już spać – powiedział Mieszko, kiedy wyszłam z łazienki. – Poradzisz sobie jutro rano sama? Muszę wstać przed szóstą…
  - Jasne, nie ma problemu – odparłam i uśmiechnęłam się lekko. – Dobranoc.
  - Dobranoc.
  Weszłam do pokoju, w którym miałam spać przez następnych parę nocy i zapaliłam lampkę, która stała na szafeczce nocnej. Ciuchy, w których byłam dzisiaj, położyłam na krześle, a z torebki wyciągnęłam notatnik, który dzisiaj znalazłam w domu.
  Ułożyłam się wygodnie w łóżku i otworzyłam go na pierwszej stronie. Nie był podpisany, ani nawet nie zawierał na pierwszej stronie żadnej daty. Przewróciłam na kolejną stronę i ujrzałam pismo ciotki Bogumiły. Westchnęłam i zabrałam się za czytanie.
 
  „Robi się już coraz cieplej, a ja coraz bardziej się w Nim zakochuję. Wiem, że robię straszliwy błąd, ale to uczucie jest silniejsze ode mnie. Dziś na mnie spojrzał… uśmiechnął się nawet, co spowodowało, że moje serce dostało palpitacji serca. Jest taki piękny, kiedy się uśmiecha…”

  Przewróciłam na następną stronę.

  „Widzę to jak na mnie patrzy. Patrzy wzrokiem ciepłym, czułym, takim jakim nigdy nie patrzy na moją siostrę. Zazdrości mi, dobrze o tym wiem... Ale to na nic. Każde z nas dobrze wie, że ja i On, nie możemy być razem. Przeznaczony jest dla mej siostry…”

  Kolejna strona.

  „Nie wiem, co mam myśleć… Podrzucił mi dzisiaj karteczkę, na której napisał, abyśmy się spotkali. Nie wiem, czy robię dobrze, ale chcę się z Nim spotkać. Mimo wszystko… To jest silniejsze ode mnie”

  „Jest trzecia w nocy, a ja dalej nie mogę spać. Wciąż myślę o Jego brązowych oczach, które dzisiaj tak intensywnie się we mnie wpatrywały. O Jego słowach, tak ciepłych, jak żar z kominka, który w zimne wieczory ogrzewa moje dłonie. Boję się tego, co przyniesie kolejny dzień, ale w tym wszystkim cieszę się z jednego; dzisiejszy dzień sprawi, że znowu Go zobaczę…”

  Westchnęłam głęboko i przerzuciłam następną kartkę.

  „To nie dzieje się naprawdę… Nie wierzę w to… Jest za pięknie, aby mogło być prawdziwie… Kocham Go.”

  Przerzuciłam na następną kartkę. Trochę dziwiło mnie to, że każdy wpis był napisany na osobnej kartce, ale czytałam dalej.

  „Nienawidzi mnie. Moja własna siostra mnie nienawidzi! Widziała nas… Nawrzeszczała na nas obojgu. Usłyszałam również, że mnie zabije oraz to, że zniszczyłam jej życie i że nie chce nas znać. Czuję strasznie głupio, ale w tym momencie mnie to nie obchodzi. Przez całe życie byłam pod jej dyktando, robiłam, co tylko mi powiedziała. Nadszedł czas powiedzieć „nie”. I powiedziałam. Pierwszy raz zrobiłam coś nie po jej myśli. Można by rzec, że jestem z siebie dumna. Będę z Nim, czy jej się to podoba, czy nie. Koniec z Bogusią, która wykonywała wszystko to, co jej nakazano. KONIEC.”
 
  Westchnęłam głęboko i przetarłam oczy. Musiałam się zgodzić z tym, co było tutaj napisane. Babcia nigdy nie lubiła, jeśli nie wykonywało się jej poleceń. Nienawidziła tego. W małym stopniu rozumiałam ciotkę Bogumiłę. Chciała przestać być pod dyktando siostry i w końcu jej się sprzeciwić. To nie była wina ciotki, że ów mężczyzna, w którym się zakochała, odwzajemnił jej uczucia, a nie uczucia jej siostry.
  Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i aż podskoczyłam na łóżku.
  - El, mogę wejść? – usłyszałam głos Mieszka.
  - Pewnie, wchodź – odparłam zamykając notatnik.
  Do pokoju wszedł Michał z dwoma kubkami parującego napoju.
  - Robiłem herbatę i pomyślałem, że może też się napijesz?
  - Miałeś przecież iść spać – powiedziałam patrząc na niego. – Nie wyśpisz się na jutro.
  - Jakoś nie mogę spać i jak widzę, ty też nie – kiwnął głową na notatnik w moich dłoniach.
  - Taa.. – westchnęłam.
  Mieszko podszedł do łóżka u siadł naprzeciwko mnie dając mi jeden z kubków.
  - Dowiedziałaś się czegoś? – spytał patrząc na mnie uważnie.
  - Tylko tyle, że Bogumiła odbiła mojej babci faceta – skrzywiłam się trochę. – Zostały mi raptem trzy stron tego notatnika, a dalej nie wiem, gdzie jest ukryta kolejna wiadomość od ciotki.
  - Dowiesz się, na pewno – uśmiechnął się lekko i wziął łyka herbaty.
  - Oby, musze odkryć tę tajemnicę jak najszybciej – powiedziałam i pociągnęłam łyka herbaty.
  - Mogę poczytać z tobą? – zapytał nie spuszczając ze mnie wzroku.
  - Jasne – kiwnęłam głową. – Ale teraz? – spytałam.
  - Tak. I tak nie mogę spać – wzruszył ramionami. – Pokaż, gdzie skończyłaś.
  Otworzyłam notatnik na odpowiedniej stronie.
  - Każdy dzień jest na innej stronie? – zapytał Michał.
  - Yhmm… - mruknęłam popijając herbatę.
  Usiadł po turecku i zaczął czytać:

  „Patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić. Owszem, nie dziwię się jej, ale mogłaby chociaż zwrócić uwagę na to, jak odzywa się do matki, ojca i reszty naszego rodzeństwa. Każdy widzi, że coś się z nią dzieje, ale tylko ja znam powód. Dziwię się, że nie powiedziała nic rodzicom o mnie i Henryku, może czeka aż sama się przyznam. Kiedyś będę musiała to zrobić, wiem, ale jeszcze nie teraz.”

  Michał przewrócił na kolejną stronę.

  „Dzisiejszy dzień spędziła sama w swoim pokoju. Nic nie jadła, do nikogo się nie odzywała. Kiedy wyszła tylko na chwileczkę z pokoju, aby wybrać się na wieczorny spacer, zakradłam się do jej pokoju. Najwidoczniej przez cały dzień czytała książkę, którą znalazłam w jej szufladzie. Dziwna to była książka, nigdzie wcześniej jej nie widziałam. Nie zdążyłam nawet jej otworzyć, ponieważ usłyszałam głosy, które świadczyły o tym, że nadchodzą moi bracia.”

  - Książka? – zadumałam się przez chwilę. – Myślisz, że to może być książka?
  - Raczej na pewno – kiwnął głową Michał. – Ostatnie, co tutaj jest napisane, to „Moje serce pękło na miliony kawałeczków”.
  - I to wszystko? – zapytałam i wyrwałam mu notes z rąk. Faktycznie, reszta strony była pusta, tak jak i kolejne kartki. – To wszystko?
  - Na dzisiaj tak – powiedział statystyk.
  - „Moje serce pękło na miliony kawałeczków” – zacytowałam. – Myślisz, że to może chodzić o to, że Henryk zniknął? – zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
  - Tak sądzę – powiedział.
  - Chciałabym, żeby to wszystko już się wyjaśniło – przejechałam dłonią po grzywce, sprawiając, że nie leciała mi już teraz na oczy.
  - Wyjaśni się, spokojnie – uśmiechnął się do mnie lekko.
  - Dobra, idźmy już spać – powiedziałam i odłożyłam notatnik razem z kubkiem na szafeczkę nocną.
  - Tak – kiwnął głową i wstał z łóżka. – Zajedziesz jutro do Maćka? – spytał będąc już przy drzwiach.
  - Jasne, że tak – uśmiechnęłam się.
  - Dziękuję – odwzajemnił uśmiech.
  - Nie ma za co.
  Pożegnaliśmy się i Michał wyszedł z pokoju. Zgasiłam lampkę i położyłam się na prawy bok. Przymknęłam oczy i powrócił do mnie obraz z imprezy urodzinowej Kacpra – naszego wspólnego kolegi. Tyle się wtedy wydarzyło, a później i jeszcze więcej…
  Westchnęłam głęboko i odrzuciłam to wspomnienie. Nie miałam siły teraz o tym myśleć. Na szczęście sen przyszedł tak szybko, że nim się obejrzałam, spałam jak zabita.






  Wybaczcie, epizod miał być wczoraj, ale nie miałam go jak wrzucić -,-‘
  Jutro Dzień Wagarowicza! :D Jak zamierzacie go spędzić? Wagary, czy może jednak szkoła? xD
  Słońce! 20 stopni :D Juuupi!
  Puchar Polski powędrował do ZAKSY :)) Cieszycie się, czy jesteście troszeczkę zawiedzeni, że to nie Jastrzębie zdobyło Puchar? :))
  Następny epizod pojawi się w niedzielę, także trzymajcie się, do niedzieli! ;*

   
"Nic łatwiejszego niż zmienić kobietę przeciętną w wyjątkową. Wystarczy ją pokochać."
https://www.youtube.com/watch?v=N5OfTJNMnHg


sobota, 15 marca 2014

Sześć

  - Chłopaki – Mieszko odwrócił się do zawodników Asseco Resovi Rzeszów – to jest Eleonora.
  Uniosłam rękę do góry i machając leciutko się do nich uśmiechnęłam. Nowakowski stał jak wmurowany w ziemię, a Fabian uśmiechnął się do mnie lekko. U boku chłopaków pojawił się szybko Sergiusz.
  - Ooo, cześć  - przywitał się. – Komu mówię cześć? – zapytał cicho, ale i tak usłyszałam.
  - To Eleonora – przedstawił mnie jeszcze raz.
  - Nie mówiłeś, że masz dziewczyny – zauważył Sergiusz.
  Zdanie Michała „To nie jest moja dziewczyna” oraz moje „Nie jestem jego dziewczyną” zlały się w jedną całość, na co Sergio zapytał:
  - To kim właściwie jesteś?
  - Koleżanką z dawnych szkolnych lat – wytłumaczyłam szybko.
  - A tak w ogóle, to może byście się przedstawili, a nie wyjeżdżacie od razu z milionem pytań? – wtrącił się właściciel mieszkania.
  - Jestem Sergiusz – statystyk wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam.
  - A ja Fabian – Drzyzga posłał mi szeroki uśmiech i uścisnęliśmy nasze dłonie.
  - Piotrek – środkowy nieśmiało się do mnie uśmiechnął i wymieniliśmy uściski dłoni.
  - Sergiusz, odkupujesz mi drugi kubek – powiedział Michał, kiedy zakończyliśmy uprzejmości.
  - Oj tam, Mieszko, nie moja wina, że masz kubki, które same lecą z rąk – statystyk ruszył z powrotem do salonu, co poczynili za nim również Piotrek i Fabian.
  - Widziałeś ich miny? – spytałam cicho śmiejąc się. – Jakby zobaczyli coś niemożliwego.
  Mieszko tylko szeroko się do mnie uśmiechnął, pokręcił głową i powiedział:
  - Chodź, musisz wreszcie coś zjeść.
  Puścił mnie przodem, a w salonie znalazł się obok mnie, a nie za mną.
  - To, co masz ochotę zjeść? – zapytał właściciel mieszkania.
  - Mieszko, będziesz gotował? – wybuchnął śmiechem Fabian.
  Spojrzałam cicho się śmiejąc, na Michała.
  - Eleonoro, nie radzę ci tego jeść, możesz od tego wylądować w szpitalu – odezwał się Piotrek.
  - Aż taki z ciebie zły kucharz? – uniosłam do góry jedną brew.
  - Lepszy cukiernik, tak szczerze mówiąc – podrapał się w tył głowy.
  - Po mamie? – spytałam dalej na niego patrząc. – Zawsze robiła świetne słodkości – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
  - Pewnie tak – uśmiechnął się. – Więc, jeśli chcesz coś zjeść, to coś zamówimy.
  - A wpuścisz mnie do kuchni na jakieś pół godziny? – zapytałam.
  - Jesteś moim gościem i chcesz gotować? – spytał.
  - Robienie naleśników, to nie jest aż takie gotowanie – uśmiechnęłam się.
  - Naleśniki? – powtórzył Sergiusz i spojrzał na mnie.
  - No tak – kiwnęłam mu głową.
  - Mieszko, zostaniemy u ciebie jeszcze przez jakąś godzinę – uśmiechnął się szeroko do przyjaciela,  a ja tylko się zaśmiałam.
  - To, jak będzie? Mogę? – spojrzałam na Mieszka.
  Westchnął i kiwnął głową.
  - Dziękuję – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i zabrałam się za robienie naleśników.
  Podczas przygotowywania jedzenia, siatkarze i statystyk zadawali mnóstwo pytań, na przykład takich jak to się stało, że odnowiliśmy kontakt albo czy byliśmy kiedyś ze sobą. Dzielnie odpowiadaliśmy na najróżniejsze pytania, ale chyba żadne z nas nie dało po sobie poznać, że wspomnienia wracały…
  Kiedy krzyknęłam, że naleśniki są gotowe, w kuchni pojawili się wszyscy, prócz Mieszka, który siedział na fotelu i wpatrywał się w ciemny krajobraz za oknem. Wyczuł chyba, że na niego patrzę, bo nagle odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Patrzyliśmy przez chwilę sobie w oczy, lecz odpuściłam pierwsza, ponieważ chłopaki pytali z czym robiłam naleśniki i tak dalej.
  Nigdy nie widziałam, żeby ktoś zjadł tyle naleśników i to jeszcze po dziewiątej w nocy. Wszystkim smakowało, co mnie usatysfakcjonowało. Po posiłku, chłopaki podziękowali za późną kolację i zaczęli się zbierać.
  - Miło było cię poznać – powiedział Fabian, kiedy stali już w przedpokoju i zbierali się do wyjścia.
  - Was też – uśmiechnęłam się do całej trójki.  – I trzymam kciuki za jutrzejszy mecz z Jastrzębiem – pokazałam im jak trzymam kciuki.
  - Czekaj… - potrząsnął głową Piotrek. – Kibicujesz nam? – zdziwił się troszeczkę.
  - Jasne, że tak – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Od paru ładnych lat.
  - Serio? – zdziwił się Sergiusz.
  - Serio, serio – pokiwałam głową.
  - El, grała nawet w liceum w reprezentacji szkolnej i we wrocławskim klubie młodzieżowym – przypomniał Mieszko. – Była najlepsza – uśmiechnął się szeroko.
  - Daj spokój, wcale nie byłam najlepsza – machnęłam ręką. 
  - Byłaś, byłaś, już nie bądź taka skromna – zmierzwił mi włosy.
  - Nie byłam, a poza tym, to stare dzieje – westchnęłam. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz piłkę miałam w rękach.
  - Na jakiej pozycji grałaś? – zainteresował się Piotrek.
  - Na ataku – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
  - Tłukła niemiłosiernie – dopowiedział Michał. – A na zagrywce nie miała równych.
  - Nie słuchajcie go, gada jakieś głupoty – powiedziałam do statystyka i dwóch graczy.
  - Musimy cię kiedyś sprawdzić – oznajmił z uśmiechem Fabian.
  - Nie znosimy sprzeciwu – dopowiedział Piotrek.
  Zaśmiałam się tylko cicho, po czym pożegnaliśmy się, a kiedy drzwi zamknęły się, spojrzałam na Michała.
  - To chyba nie był dobry pomysł…  - powiedziałam.
  - Dlaczego nie? – zapytał opierając się o ścianę.
  - Nie powiesz mi, że wspomnienia do ciebie nie wracają – mówiąc nie spuszczałam z niego wzroku.
  - Owszem, nie dają mi spokoju, ale to przecież przeszłość… Nic nie zmienimy.
  - Wiem, że nic nie zmienimy, aż za dobrze to wiem – westchnęłam.
  - Ale też nie chcesz, abym teraz był w twoim życiu obecny – mruknął pod nosem.
  - To nie tak – pokręciłam głową.
  - A jak?
  - Oboje byliśmy wtedy głupi i mówiliśmy bzdury – przełknęłam ślinę.
  - Żałujesz tamtej nocy? – zapytał patrząc mi prosto w oczy.
  - Nie! – podniosłam głos. – A ty? – zapytałam szeptem.
  - To była jedna z najlepszych nocy w moim życiu, więc nie – odpowiedział cicho. – Żałuję tylko tego, że tak to wszystko się później potoczyło…
  - Ja też – przyznałam. – Ale można przecież odbudować relacje sprzed tego wszystkiego, co się wydarzyło…  O, ile zechcesz.
  - Gdybym nie chciał, to nawet bym z tobą teraz nie rozmawiał.
  - Naprawimy to? – zapytałam z ufnością w oczach.
  - Naprawimy – obiecał.
  Uwierzyłam.




  Niestety Puchar Polski nie dla nas ;( DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE! ♥ Dla mnie i tak jesteście najlepsi na świecie! 
  Przed nami dzisiaj jeszcze jeden mecz ZAKSA – SKRA Jak myślicie, kto wygra?
 Następny epizod jakoś w środę się pojawi ;)
 
„Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat staje się wyludniony”
  https://www.youtube.com/watch?v=2IFF9yu5i3k

sobota, 8 marca 2014

Pięć

  - Eleonora?
  Brunet stał z wlepionymi we mnie oczami.
  - Michał? – podniosłam się z krzesła.
  - Wy się znacie? – zdziwił się kompletnie Maciek.
  - Co ty tu robisz, dziewczyno? – zapytał głośno Michał. – I skąd znasz mojego kuzyna?
  - Długo by opowiadać – odpowiedziałam z uśmiechem.
  - O kurcze – uśmiechnął się szeroko i do mnie podszedł. – Z dziesięć lat się nie widzieliśmy! – przytulił mnie mocno do siebie.
  - Wytłumaczycie mi skąd się znacie? – spytał Maciek.
  Mężczyzna wypuścił mnie ze swoich objęć i spojrzał na kuzyna.
  - Chodziliśmy z Eleonorą do pierwszej klasy w liceum – odpowiedział Michał. – A teraz pytanie w drugą stronę.
  - Znamy się raptem parę godzin – odpowiedziałam z uśmiechem. – Maciek pokazywał mi jak mam dojechać do posesji, której szukałam.
  - Tutaj? – zapytał siadając na krześle obok mojego.
  - Dostałam dom w spadku – odpowiedziałam i usiadłam na krześle.
  - Tutaj? – znowu to samo pytanie.
  - Piętnastkę – odpowiedział Maciek.
  Michał spojrzał na swojego kuzyna, jakby ten żartował.
  - Nie mówicie serio – powiedział niedowierzając.
  - Bardzo serio – odparłam i pociągnęłam łyk herbaty.
  Michał spojrzał na mnie uważnie.
  - Sprzedajesz? – zapytał.
  - A co, chcesz robić za kupca? – uśmiechnęłam się.
  - Od zawsze podobał mi się ten dworek – odwzajemnił uśmiech. – Więc?
  - Nie wiem jeszcze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Jak na razie muszę dowiedzieć się, co tam się stało i odkryć tajemnicę mojej rodziny – westchnęłam.
  - Spadek? – spytał Michał.
  - Od ciotki, o której istnienia nawet nie miałam pojęcia – dopowiedziałam.
  - Ciekawe – skomentował. – Tylko jak chcesz rozwiązać tę tajemnicę? Ludzie nic ci nie powiedzą, bo sami za dużo nie wiedzą.
  - Tym już moja ciotka się zajęła – odparłam.
  - Nic nie rozumiem – powiedział Michał.
  - Zostawiła mi list – odpowiedziałam. – I będzie się ze mną bawiła w zagadki.
  - Zagadki? – zdziwił się.
  - Ukryła jeden liścik razem z notatnikiem – odpowiedział tym razem Maciek.
  - A kolejny mam znaleźć w jednym z pokoju, przynajmniej wiem, którym – uśmiechnęłam się. – Ale gdzie? Mam wywnioskować z notatnika – wzruszyłam ramionami.
  - Tych liścików na pewno jest więcej – powiedział Michał.
  - Też tak sądzę – zgodziłam się z kolegą z dawnych lat.
  - Nie boisz się? – spytał Maciek.
  Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
  - Czego?
  - Słuchaj, odkryjesz prawdę o swojej rodzinie. Ludzie często się takich rzeczy obawiają…
  Westchnęłam głęboko i odpowiedziałam:
  - Jasne, że się trochę obawiam, ale mimo wszystko chcę się dowiedzieć tej prawdy.
  - Wiem, że to może trochę za wcześnie, ale gdybyś potrzebowała pomocy, to zawsze jestem do dyspozycji – powiedział Maciek.
  - Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
  - I ja oczywiście też – zaoferował się Michał.
  Uśmiechnęłam się do niego i upiłam łyk herbaty.
  - Nadal mieszkasz we Wrocławiu? – zapytał mój dawny kolega z klasy.
  - Tak – kiwnęłam głową. – Mieszkam, pracuję – wzruszyłam ramionami. – Jest mi tam dobrze. A jak się żyje w Rzeszowie? – spytałam.
  - Dobrze – uśmiechnął się do mnie i w tym samym momencie zaczął dzwonić jego telefon. – Przepraszam was na chwilę.
  Wstał od stołu, odebrał telefon i ruszył w stronę przedpokoju.
  - Spotkanie po latach – uśmiechnął się do mnie Maciek.
  - Bardzo miła niespodzianka od losu – odwzajemniłam uśmiech.
  - Słuchajcie, ja muszę wracać do Rzeszowa – oznajmił Michał.
  - Pojadę za tobą, dobrze? – spytałam. – Znajdę od razu jakiś hotel.
  - Jasne, nie ma problemu – uśmiechnął się.
  - Maciek, dziękuję za herbatę – uśmiechnęłam się do właściciela domu.
  - Ależ proszę bardzo – odwzajemnił uśmiech.
  - Zobaczymy się jutro – obiecałam. – Trzeba zacząć ogarniać ten dom – wstałam z krzesła.
  Podeszliśmy razem z Maćkiem do drzwi frontowych, które już zdążył otworzyć Michał.
  - To do jutra – pożegnał się z uśmiechem właściciel domu.
  Pomachałam mu z uśmiechem idąc ramię w ramię z Michałem.
  - Nawet nie zauważyłem, że stoi tutaj jakiś samochód – zaśmiał się sam z siebie. – A powinienem – powiedział już poważniejszym tonem.
  - Dlaczego? – zapytałam.
  Otworzył furtkę, przez którą przeszłam pierwsza.
  - Maciek, to typ samotnika od jakiegoś czasu – odpowiedział smutnym tonem. – Aż dziwne, że zaprosił do domu osobę, którą znał raptem chwilę.
  Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust.
  - Ale idzie ci tylko pogratulować – uśmiechnął się szeroko. – Musiałaś zrobić na nim dobre pierwsze wrażenie.
  - Albo napomknąć o domu – powiedziałam i po chwili słychać było nasze śmiechy. – Podpowiesz mi, gdzie w Rzeszowie mogę znaleźć jakiś niedrogi hotel?
  - Jasne – kiwnął głową. – Jedź za mną – uśmiechnął się.
  Pokiwałam głową i wsiadłam za kierownicę swojego auta. Po chwili uczynił to samo Michał.
 Odpaliłam silnik, włączyłam radio, a po chwili ruszyłam za czarnym audi.
 Po czterdziestominutowej jeździe, zatrzymałam samochód pod jednym z rzeszowskich osiedli. Nic nie rozumiałam. Wysiadłam z samochodu, a tuż obok mnie pojawił się Michał.
  - Nie widzę tutaj żadnego hotelu – powiedziałam rozglądając się.
  - Tak sobie pomyślałem, że może zatrzymałabyś się u mnie – uśmiechnął się lekko. – Mam jeden wolny pokój, w którym śmiało możesz mieszkać, dopóki nie odgadniesz tajemnicy.
  - Mówisz serio? – spytałam niedowierzając.
  - Jasne – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Nic nie płacisz – zaśmiał się, a ja razem z nim. – Poza tym, pogadamy, powspominamy stare czasy – uśmiech nie schodził z jego twarzy. – Co ty na to?
  - A nie będę przeszkadzać? – spytałam. – Tobie, twojej dziewczynie, narzeczonej?
  - Gdybyś miała przeszkadzać, to w ogóle bym nie proponował – odpowiedział patrząc mi w oczy. – A z tym drugim nie będzie najmniejszego problemu, nie ma nikogo – uśmiechnął się lekko. – To, co? Decyzja należy do ciebie.
  - Pod jednym warunkiem – powiedziałam, a on popatrzył na mnie wyczekująco. – Gdybym tylko przeszkadzała, masz mi to powiedzieć od razu. Dobrze?
  - Dobrze – kiwnął głową. – A teraz, dawaj walizki i idziemy.
  - A ta twoja sprawa… - zaczęłam, kiedy otwierałam bagażnik.
  - Zapomniałem! – skrzywił się lekko. – Szybko zaniesiemy twoje rzeczy, a potem jak będziesz chciała, będziesz mogła pojechać ze mną – uśmiechnął się i wyciągnął walizkę z bagażnika.
  - Jeśli to nie problem, to położyłabym się spać…
  - Żaden problem – uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Zamykaj samochód i chodź.
  Zamknęłam auto i ruszyliśmy z Michałem w stronę bloku.
  - To, czym się zajmujesz we Wrocławiu? – zapytał.
  - Jestem dziennikarką – odparłam.
  - Zawsze chciałaś nią być – uśmiechnął się. – Cieszę się, że ci się udało.
  - Pamiętasz? – zdziwiłam się.
  - Jasne, że pamiętam – wyszczerzył zęby w uśmiechu i otworzył mi drzwi, przez które szybko weszłam do bloku. – Pamiętam jeszcze wiele innych rzeczy – puścił mi oczko.
  Pokręciłam głową z uśmiechem i wbiegłam po schodach na parter. Michał kliknął okrągły przycisk, który otwierał windę, w której po chwili się znaleźliśmy.
  - Dobrze cię znowu widzieć – powiedział, patrząc na mnie uśmiechnięty i wcisnął guzik z numerkiem pięć.
  - Ciebie też – odwzajemniłam uśmiech.
  Po chwili winda zatrzymała się. Wysiedliśmy z niej i podeszliśmy pod drzwi z numerkiem dwanaście. Michał otworzył drzwi kluczem, który schowany miał w lewej kieszeni swojej skórzanej kurtki.
  - Zapraszam – przepuścił mnie w drzwiach.
  Weszłam do niedużego przedpokoju, który pomalowany był na ciepły, pomarańczowy kolor. Ściągnęłam kurtkę, a Michał odwiesił ją do szafy.
  - Napijesz się czegoś? – zapytał ściągając swoją kurtkę i odwiesił ją do szały, tak jak moją.
  - Nie, nie – pokręciłam głową.
  - Wejdź do środka – uśmiechnął się.
  Przeszłam parę kroków i znalazłam się w wielkim, jasnym salonie, który połączony był z kuchnią. Pomalowane na jasnożółty kolor, pięknie komponowały się z czarnym kompletem wypoczynkowym, na którym leżała szara bluza i czarne szorty, oraz przezroczystą ławą. Na ścianach wisiało parę szkiców. Był szkic konia, herbu Resovi, tulipana oraz szkic dwóch trzymających się dłoni. W ścianach wyrzeźbiono półki, na których stały ramki ze zdjęciami, figurki, książki i płyty. W rogu stał nieduży stół z czterema krzesłami, a obok niego znajdowały się drzwi balkonowe oraz trzy okna, które udekorowane były bielusieńkimi firaneczkami.
  Wyposażenie kuchni było całkowicie czarne, ale kubki i talerze, które stały na blacie, były w żółtym kolorze. Miska, w której leżały jabłka oraz banany, również była żółta. Ciekawiło mnie, czy wszystkie dodatki w tej chuci były koloru żółtego.
  - Pięknie mieszkanie – uśmiechnęłam się do Michała, który szybko wrzucił brudne naczynia z blatu do zlewu.
  - Dzięki – odwzajemnił uśmiech. – I przepraszam za bałagan – szybko znalazł się w salonie i zabrał z kanapy ciuchy.
  - Daj spokój – machnęłam ręką.
  - Łazienka jest tutaj – ruszył w stronę drzwi balkonowych, a ja za nim. Nagle przystanęliśmy, ponieważ tuż przy nich znajdował się korytarz, a pierwsze drzwi po lewej stronie, to właśnie była łazienka. – Pierwszy pokój po prawej, to moja sypialnia, a pokój obok to mały gabinet. Drzwi naprzeciw niego, to pokój do twojej dyspozycji – uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy w stronę pokoju, w którym miałam spać.
  Michał otworzył drzwi, po czym weszliśmy do niedużego pokoju, w którym stało duże łóżko z szafeczkami nocnymi po bokach. Po lewej stronie, pod oknem,  stał malutki stolik z dwoma krzesłami. Po prawej stronie znajdowała się szafka na ubrania. Na ścianach, podobnie jak w salonie, wisiały też szkice, ale tym razem tylko dwa, a przedstawiały, jeden pięknie rozkwitniętą różę, a drugi krajobraz górski.
  - Może być? – spytał.
  - Jasne! Jest świetnie – popatrzyłam na niego z uśmiechem.
  - W szafce masz ręczniki, gdybyś chciała wziąć prysznic – popatrzył na zegarek. – Resztę pokażę ci jak wrócę, dobrze?
  - Pewnie – uniosłam kciuk do góry. – Leć, nie chcę żebyś się przeze mnie spóźnił.
  - Wrócę za jakieś dwie godziny, czyli jakoś wpół do dziewiątej – poinformował. – Wtedy pogadamy – uśmiechnął się jeszcze raz.
  - Dobra – odwzajemniłam uśmiech. – A może coś ugotuję, co? – spytałam.
  - Chciałaś iść przecież spać – wskazał z uśmiechem na łóżko. – Teraz się połóż, kupię coś na mieście, a swoimi kulinarnymi umiejętnościami popiszesz się w jakiś inny dzień, co ty na to? – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
  Kiwnęłam głową uśmiechając się.
  - A teraz, idź, bo się spóźnisz – powiedziałam.
  - Dobra, idę już – wyszedł z pokoju tyłem, ciągle się uśmiechając. – Do zobaczenia wieczorem – pomachał mi, a kiedy mu odmachałam, ruszył biegiem w stronę drzwi, co zaowocowało moim śmiechem i pokręceniem głową.
  Nie zamknęłam nawet drzwi od pokoju, po prostu położyłam się do łóżka i kiedy tylko moja głowa napotkała poduszkę, oczy momentalnie się zamknęły i przywitała mnie kraina snów.

  Obudził mnie dźwięk roztrzaskującego się szkła. Szybko otworzyłam oczy i nie wiedziałam, gdzie jestem. Po chwili wszystko sobie przypomniałam, więc nagle wyleciałam z łóżka. Otworzyłam drzwi pokoju i wyszłam na korytarz.
  - Sergio, kurde! – usłyszałam krzyk jakiegoś mężczyzny. – Mieszko cię zabije, zbiłeś mu już drugi kubek w tym miesiącu!
  Stanęłam jak wryta tuż przy drzwiach od łazienki, które nagle się otworzyły, mało co mnie nie uderzając.
  - El, przepraszam, nic ci nie jest? – Michał spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
  - Nie, nic mi nie jest – pokręciłam głową. – Tylko, że Sergiusz zbił ci drugi kubek w tym miesiącu.
  Michał westchnął głęboko.
  - Przepraszam, że nic ci o nich nie powiedziałem, ale zapomniałem, że mieli dzisiaj wpaść.
  - To może ja wrócę do poko… - zaczęłam, lecz mi przerwano.
  - Mieszko! Z kim ty tam rozmawiasz?
  Nagle u wejścia korytarza pojawił się wysoki blondyn, niejaki Nowakowski.
  - O kurcze – wydukał.
  - Co? – usłyszałam kolejny głos, ten sam, który mówił Sergiuszowi, ze zostanie zabity przez Michała, a po sekundzie i on pojawił się obok środkowego. Niejaki Fabian Drzyzga. – Ooo… - wydukał tylko.
  Michał stał cały czas odwrócony do nich plecami i uważnie mi się przyglądał. Przeniosłam wzrok z zawodników na niego i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. On najwyraźniej też.
  Nastała kilkusekundowa cisza…






  Witam Was wszystkich w marcu! :D
  Dziś Dzień Kobiet, więc każdej Czytelniczce życzę wszystkiego, co najlepsze! Dużo uśmiechu na twarzy, spełnienia wszystkich marzeń oraz dużo, dużo, przeogromnie dużo miłości! ;*
  Faza zasadnicza dobiegła końca, więc przyszedł czas na PlayOff’y :D A potem, dopiero się zacznie…! :D No i pojawi się lista zawodników powołanych do Reprezentacji :D Już nie mogę się doczekać, a Wy? :D
  Życzenia, kwiaty i kobiecie na twarzy pojawia się szeroki uśmiech :D A Wy, dostałyście już jakiegoś kwiatuszka lub życzenia od jakiegoś/jakiś Pana/Panów? :D
  


 Udanego weekendu Wam życzę! 
  Do następnej soboty! ;*

  „Każdy z nas ma takie marzenie, o którym nie powie nikomu.” 
   https://www.youtube.com/watch?v=HEIa9mh5XPg

poniedziałek, 24 lutego 2014

Cztery

  Drzwi skrzypnęły, kiedy je otwierałam. W ciszy weszłam do środka i aż dech mi zaparło. Naprzeciw mnie znajdowały się ogromne schody, które po jakiś dwudziestu stopniach rozczepiały się na prawo oraz lewo. Na ścianie wisiał ogromny zegar, który stanął równo na godzinie dwunastej. Wskazówki zegara stanęły perfekcyjnie równo.
  Po mojej prawej stronie, kiedy przeszło się dobrych parę kroków, dotarło się do kuchni, a na lewo znajdowały się drzwi.
  Przestąpiłam parę kroków i podeszłam do drewnianej poręczy po lewej stronie. Dotknęłam jej, a pod palcami poczułam mnóstwo kurzu.
  No tak, nikt nie sprzątał tutaj przecież od pięćdziesięciu lat.
  Wytarłam rękę o spodnie i ruszyłam w stronę drzwi. Były zamknięte, więc zaczęłam szukać odpowiedniego klucza. Po próbowaniu wpasowania kilku kluczy, wreszcie znalazł się prawidłowy. Włożyłam go do dziurki, przekręciłam i złapałam za klamkę, po czym pchnęłam drzwi. Widok jaki ujrzał, całkowicie wmurował mnie w podłogę.
  Wysoki sufit, który pokryty był malowidłami, lewa ściana z obrazami, które teraz były strasznie zakurzone i wisiały krzywo. Prawa ściana złożona była z pięciu, długich i pionowych okien, które wychodziły na ogród. Pomieszczenie, mimo zniszczonych ścian oraz mebli pełnych kurzu, wyglądało magicznie, a co dopiero będzie jak ktoś je wyremontuje.
  Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam z pomieszczenia, po czym ruszyłam schodami na górę, kierując się na lewo. Idąc, mój palec wskazujący jechał po zakurzonej poręczy, tworząc wąską, długaśną ścieżkę. Byłam zafascynowana obrazami, które wisiały na ścianach. Kiedy dotarłam na samą górę, zauważyłam, że było sześć drzwi. Szybko odnalazłam klucz do pierwszych drzwi, a po chwili byłam już w jeden z sypialni. Kolejne cztery pokoje, również były pokojami sypialnymi, w jednym z nich stała nawet drewniana kołyska. Drzwi na końcu lewego skrzydła kryły łazienkę, która nadawała się do totalnego remontu.
  Prawe skrzydło było identycznie skonstruowana, jak lewe, ale zawartości pomieszczeń były inne. Łazienka, owszem była na końcu, ale sypialnie przeznaczone były dla małych dzieci, ale i tych starszych. Poznać to można było po porozrzucanych zabawkach oraz tapetach, a raczej resztach tapet, będących na ścianach.
  Nie przyglądałam się wszystkiemu dokładnie, tylko zeszłam na dół i wyszłam przed dom, aby wziąć list, który zostawiła mi ciotka. Wróciłam do pałacyku, usiadłam na jednym z krzeseł w kuchni, zadziwiające było to, że meble były poustawiane tak, jakby w domu jeszcze ktoś w ogóle mieszkał. Pewność, że jednak nikogo tutaj nie było, dawały tony kurzu, dosłownie wszędzie.
  Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list oraz nieduży kluczyk.
  Westchnęłam głęboko i rozłożyłam niedużą kartkę niebieskiej papeterii.

  Droga Eleonoro,
  Skoro czytasz ten list, oznacza to, że mnie nie ma już na tej pięknej ziemi, ale nie o tym chciałam. Przepraszam, że właśnie w takich okolicznościach będziesz musiała się o tym wszystkim dowiedzieć. Dowiedzieć się prawdy o swojej rodzinie. Nie będzie to dla Ciebie łatwe, wiem, ale musisz dowiedzieć się, jak to wszystko wyglądało naprawdę.
  Klucz, który znajduje się w kopercie, służy do otwierania małej szkatułki, która znajduje się w moim starym pokoju. Pewnie zastanawiasz się, który to z tych wszystkich. Podpowiem Ci tylko tyle, abyś zdała się na swój gust i intuicję. Szkatułka znajduje się za obrazem w pokoju.
  Życzę Ci powodzenia! Kolejne moje słowa, skierowane do Ciebie, znajdziesz na karteczce w szkatułce.
                                                                                                                                           Bogumiła

  Wypuściłam powietrze z płuc z zamkniętymi oczami. Dotknęłam skroni i mocno zacisnęłam powieki. Zabawa w zgadywanki – super.
  Otworzyłam oczy i pobiegłam z kluczykiem na górę. Miałam zdać się na swój gust i intuicję. Prawe skrzydło, pokój drugi. Wpadłam tam jak po ogień i rzuciłam na niego szybko okiem. Duże okno, pod którym stało pojedyncze łóżko. Obok niego, znajdowała się mała szafeczka, a na niej leżała jakaś stara, strasznie zniszczona książka. Niedaleko stało biurko, nad którym wisiał jeden jedyny obraz w tym pokoju.
  Na obrazie namalowana była młoda para, która trzymając się za ręce w jakimś parku, szła w stronę malującego ich malarza. Obraz był przepiękny.
  Delikatnie ściągnęłam go ze ściany i odłożyłam delikatnie na biurko. Faktycznie, w wydrążonej w ścianie wnęce, znajdowała się nieduża szkatułka. Ręce trochę mi się trzęsły, kiedy wyciągałam ją z wnęki. Kiedy szkatułka stała już na biurku, otworzyłam ją kluczykiem.  W środku znajdował się delikatny, srebrny naszyjnik z malutkim kluczykiem jako zawieszka.
  Zdecydowanie za dużo kluczy…
  Wzięłam kolejną kartkę niebieskiej papeterii i zaczęłam czytać:
 
  Droga Eleonoro,
  Wiem, że jeszcze żaden mężczyzna nie skradł Twojego serca. Mam ogromną nadzieję, że już niedługo taki ktoś się zjawi i będziesz żyć szczęśliwie. Ten kluczyk, dostałam od swojej pierwszej i największej miłości i chciałabym, abyś teraz Ty go nosiła, a później oddała wybrakowi swojego serca. Oczywiście, jeśli to nie problem.
  W szkatułce znajduje się również mały notatnik. Przeczytaj go, ale nie teraz. Zacznij czytać, kiedy będziesz siedziała w wygodnym fotelu lub kiedy będziesz leżała w wygodnym łóżku.
  Kolejny liścik ode mnie znajdziesz w pokoju swojej babci. Pokój obok. Zapytasz „gdzie?”. Wywnioskujesz z treści notatnika.
                                                                                                                  Bogumiła


  Odłożyłam list powrotem do szkatułki.
  Byłam całkowicie zmieszana. Nie wiedziałam, co mam myśleć o tej całej sytuacji. I co to za pieprzona tajemnica? Zastanawiałam się, ile jeszcze przeczytam takich liścików od ciotki, zanim faktycznie uda mi się odkryć prawdę.
  Ze szkatułki wyłożyłam na biurko całą jej zawartość, czyli łańcuszek, notatnik oraz liścik. Postanowiłam spełnić prośbę ciotki i włożyłam łańcuszek na szyję. Pustą szkatułkę odłożyłam na miejsce i odwiesiłam obraz, po czym zeszłam na dół. Liścik wpakowałam do koperty, po czym zabrałam ją z kuchni. Niosąc notatnik i kopertę w jednej dłoni, a klucze w drugiej, opuściłam dom, zatrzymując się na chwileczkę w wyjściowych drzwiach, aby spojrzeć na wnętrze.
  Wróciłam do samochodu. Do schowka wrzuciłam klucze od domu, kopertę oraz notatnik i spojrzałam na cały dom. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko należało do mnie. To było aż nieprawdopodobne.
  Westchnęłam głośno i odpaliłam samochód. Chwilę później byłam już pod domem Maćka, który zaprosił mnie na herbatę. Wysiadłam z auta i weszłam na posesję przez czarną bramkę. Z budy wyszedł piękny owczarek niemiecki, ale nawet na mnie nie zaszczekał, tylko podbiegł. Pogłaskałam go po łbie.
  - Piękny jesteś, wiesz? – uśmiechnęłam się do psa.
  - Brown! – usłyszałam krzyk Maćka, po czym spojrzałam szybko w stronę drzwi do domu, gdzie znajdował się ów mężczyzna. – Zostaw Eleonorę!
  Pies spojrzał na niego, a ja zaczęłam się śmiać.
  - Maciek, daj spokój. Uwielbiam psy – pogłaskałam Browna ponownie po łbie.
  - Dobra, chodź – kiwnął głową na wnętrze domu, a ja ruszyłam w jego stronę. – Brown, ty zostajesz – powiedział do psa i zrobił mi miejsce, abym weszła do domu.
  Maciek pogłaskał psa i zamknął drzwi, po czym wziął ode mnie kurtkę.
  - Wejdź, wejdź – poprosił i puścił mnie przodem.
  Malutki salonik połączony z kuchnią i z pięknym widokiem za oknem – tak wyglądał dół. Wszędzie było mnóstwo książek oraz świeczek.
  - Przepraszam za bałagan. Usiądź sobie na kanapie albo przy stole. Gdzie chcesz – uśmiechnął się.
  Wszedł do kuchni i zaczął się po niej krzątać.
  - Daj spokój – machnęłam ręką z uśmiechem. – Dużo czytasz – stwierdziłam.
  - Tak. To też po części moja praca – uśmiechnął się. – Recenzuję książki.
  - Świetna praca – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
  - A ty, czym się zajmujesz? – spytał wciąż krzątając się po kuchni.
  - Pracuję w redakcji – odparłam i usiadłam na krześle przy stole.
  - Też całkiem fajna praca – uśmiechnął się do mnie.
  - Nie narzekam.
  - A jak dom? – zapytał stawiając przede mną talerzyk z ciastkami.
  - Jest piękny – uśmiechnęłam się – ale też strasznie zaniedbany.
  - Racja – wrócił do kuchni. – Ten dom strasznie dawno nie miał domowników. Nie był też na sprzedaż. Po prostu stał. Nikt tak naprawdę nawet nie wie, do kogo on należał.
  - Serio?
  - Yhmm… - mruknął. – Wiesz, ludzie mówią, że pewnego dnia wszyscy się z niego wynieśli. Po czterech miesiącach po śmierci najstarszych z tego rodu.
  - I to jest ta straszna tragedia? – zapytałam.
  - Nie – pokręcił głową i w tym samym momencie rozległ się dźwięk oznaczający, że woda już się ugotowała. – Od kogo ty w ogóle dostałaś ten dom? – zapytał nagle.
  - Od ciotki – odparłam. – Której nawet nie znałam – dodałam. – Wiem tylko tyle, że była siostrą mojej babci, a kontaktów żadnych nie utrzymywały. Babcia nawet nigdy mi o niej nie wspomniała.
  - Dziwne – stwierdził wlewając wodę do kubków.
  - Dziwne to jest to, że ciotka zapisała mi ten dom i psa – właśnie! Pies! – Dom jest, a psa – nie ma. A w dodatku mam odkryć, jaki sekret skrywa moja rodzina.
  - Jak masz to zrobić? – zapytał stawiając przede mną żółty kubek z herbatą.
  - Zostawiła mi list, w którym był kluczyk, jak się okazało do jakiejś szkatułki – wyjęłam z kubka saszetkę herbaty i odłożyłam ją na talerzyk, który również przyniósł dla mnie Maciek. – Znalazłam tam liścik od niej i notatnik, który mam przeczytać – mężczyzna postawił na stole cukier i usiadł naprzeciw mnie. – Z tego mam wywnioskować, gdzie znajduje się kolejny liścik – westchnęłam.
  - Zagadkowe – skomentował.
  - Jak cholera – posłodziłam herbatę dwoma łyżeczkami cukru. – A co z tą tragedią?
  - Był taki chłopak. Henryk – Maciek zaczął słodzić herbatę. – Ludzie gadają, że dwie z sióstr, strasznie się o niego kłóciły, ale on kochał naprawdę tylko jedną z nich. Kilka dni przed ślubem – zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu.
  - Przestraszył się odpowiedzialności? – przerwałam mu.
  - Ludzie mówią, że ta zazdrosna z sióstr coś mu zrobiła albo zrobił to któryś z braci, który bardzo nienawidził Henryka. Mieszkańcy snują też teorie, że siostra i brat ze sobą współpracowali. Jest też opcja, że ów Henryk zwiał z jakąś prostytutką. Przepraszam, że nie mówię ci imionami, ale po prostu ich nie znam.
  - Nie masz za co przepraszać – machnęłam ręką.  – Ale nawet jeśli przyjęlibyśmy teorie, że ktoś go zabił, to co zrobiono z ciałem? – spytałam.
  - Nie mam pojęcia – wzruszył bezradnie ramionami. – Tych teorii już mi nikt nie opowiedział.
  Westchnęłam głęboko i podparłam głowę na otwartej dłoni.
  - Myślisz, że te dwie zazdrosne siostry, to mogły być moja ciotka i babcia? – zapytałam patrząc na niego.
  - Nie wiem, Eleonoro – odparł patrząc na mnie uważnie.
  Miałam jeszcze ciągnąć tę rozmowę, ale do domu nagle ktoś wparował.
  - Maciek! Mógłbyś chociaż Brownowi zmienić wodę, stary! – mężczyzna ściągnął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. – Masz pozdrowienia od chłopaków.
  Wysoki mężczyzna wszedł do salonu i stanął jak wryty. Mówiąc szczerze, i mnie wryło w krzesło, na którym siedziałam. Znałam tego mężczyznę. Nie widziałam go z dziesięć lat, ale tego faceta nie dało się zapomnieć.
  - Eleonora?







   Mamy czwóreczkę :D Wrzucona dzisiaj, ponieważ w kolejnych dniach, nie miałabym jak jej opublikować ;)) 
  Słyszeliście już na pewno, ale nie byłabym sobą, gdybym o tym nie napisała :D Miśkowi Kubiakowi urodziła się wczoraj córeczka! Gratulacje! :D
  Trzymajcie się! ;))

  http://www.youtube.com/watch?v=cxC80SXTmRk  
  „Nigdy nie przestawaj marzyć! Nie ma nic złego w tym, że pragniesz czegoś lepszego od życia.” 

czwartek, 20 lutego 2014

Trzy


  Następnego ranka wstałam o godzinie ósmej. Ziewało mi się niemiłosiernie, ponieważ spałam jakieś pięć godzin. Zaparzyłam mocną kawę, mimo że nienawidziłam tego trunku i szybko w siebie wlałam. Zjadłam skromne śniadanie i zniosłam walizkę do samochodu. Wróciłam jeszcze na górę, posprawdzałam, czy wszystko jest powyłączane i mogłam spokojnie jechać.
  Szybko odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę redakcji, dla której pracowałam już od dwóch lat. Od tych dwudziestu czterech miesięcy, nigdy nie brałam urlopu, więc czas najwyższy to wykorzystać. Tydzień, nie dłużej. Nie powinnam mieć z tym problemu.
  - El, spóźniłaś się – powiedziała zdziwiona Majka.
  - Wiem, ale i tak biorę urlop. Szef u siebie? – zapytałam.
  - Tak – kiwnęła głową. – A jak ze spadkiem?
  - Tajemnica na tajemnicy – westchnęłam. – Później ci wszystko opowiem – obiecałam i ruszyłam do gabinetu szefa.
  Zapukałam cicho w drzwi , a kiedy usłyszałam „proszę”, weszłam do dużego, przestronnego pomieszczenia, gdzie przy biurku, przeglądając jakieś papiery, siedział mój pracodawca.
  - Dzień dobry – przywitałam się.
  - O, Eleonora – uśmiechnął się. – Dzień dobry, miło cię widzieć. Co cię do mnie sprowadza?
  Tak, Eugeniusz Piskorowski, jak zawsze sympatyczny, przynajmniej w stosunku do mnie.
  - Chciałabym prosić o tydzień urlopu – powiedziałam.  – Zaczynając od dzisiaj.
  - Yhmm… - mruknął tylko.
  - Musze załatwić parę spraw rodzinnych – wyjaśniłam szybko.
  - Rozumiem, rozumiem – uśmiechnął się do mnie leciutko. – Jasne, nie ma problemu, ale mam pytanie.
  - Słucham?
  - Wyjeżdżasz? – zapytał.
  - Tak, ale nie rozumiem dlaczego pan pyta.
  - Bardzo mi przykro, ale w niedzielę musisz być powrotem we Wrocławiu – powiedział i zaczął szperać w szufladzie.
  - Dlaczego? – zdziwiłam się.
  - Dlatego – rzucił złotą kopertę na biurko. – Otwórz – uśmiechnął się szeroko.
   Wzięłam kopertę do ręki i otworzyłam ją.
  - Twój artykuł na temat Żydów podczas powstania w gettcie warszawskim zgarnął główną nagrodę w plebiscycie artykułów wrocławskich dziennikarzy – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – A to jest zaproszenie na rozdanie nagród, na którym musisz być.
  Przebiegłam wzrokiem po ozdobnej kartce, na której było ów zaproszenie. Wbiło mnie w krzesło, na którym siedziałam. Podrapałam się w czoło, po czym spojrzałam na pana Eugeniusza.
  - Naprawdę? – zapytałam chcąc się upewnić.
  - Naprawdę – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Gratuluję.
  - Dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało do szefa.
  - Jak już przeczytałaś, wręczenie nagród odbędzie się w Operze Wrocławskiej w niedzielę o godzinie osiemnastej. Możesz zabrać kogoś ze sobą – uśmiechnął się.
  - Będę, będę na pewno – powiedziałam pewniejszym głosem. 

  Po tym jak szybko streściłam Mai wydarzenia z wczorajszego popołudnia i wieczoru, od razu wsiadłam w samochód i ruszyłam w stronę Rzeszowa. Kiedy wreszcie dodarłam do wioski, w której znajdował się dom, zaczęłam uważnie się rozglądać. Nigdzie nie mogłam znaleźć numerku piętnaście.
  - Przepraszam! – krzyknęłam przez otwarte okno, widząc pewnego mężczyznę.
  Przystanął, a ja zatrzymałam samochód na poboczu, ale go nie zgasiłam. Facet odwrócił się w moją stronę. Wysoki, dobrze zbudowany, miał około trzydziestu pięciu lat oraz blond włosy i ciemne oczy, które skrywał za okularami w prostokątnych oprawkach.
  - Tak? – zapytał podchodząc do samochodu, z którego właśnie wysiadałam.
  - Przepraszam pana bardzo, ale szukam domu z numerem piętnaście – poinformowałam blondyna.
  - Piętnaście? – zdziwił się.
  - Tak, tak – pokiwałam głową. – Wie pan może gdzie on się znajduje? Nie jestem miejscowa, a musze tam dotrzeć.
  - Wiem, wiem – pokiwał głową. – Nie ta część wioski w ogóle, proszę pani – powiedział.
  Westchnęłam głęboko i spytałam:
  - Pokaże mi pan jak tam dojechać?
  - Oczywiście. Musi pani jechać prosto – pokazał ręką wzdłuż ulicy. – Później skręcić w druga prawą, taka polna droga – sprecyzował. – Jechać dalej prosto, a potem na końcu skręcić w lewo i dotrze pani na miejsce – uśmiechnął się lekko.
  - No dobra – podparłam się pod boki. – Dziękuję, sama bym tam za cholerę nie trafiła.
  - Ależ proszę bardzo – posłał mi jeszcze jeden uśmiech. – To do zobaczenia – pomachał i ruszył przed siebie.
  - Niech pan zaczeka! – krzyknęłam za nim, a mężczyzna się odwrócił. – Może pana podwieźć? W ramach podziękowania za wskazanie drogi…
  - Nie trzeba, ale dziękuję – uśmiechnął się kolejny raz.
  - Ale nalegam, niech pan wsiada – kiwnęłam głową na auto i otworzyłam drzwi. – No przecież pana nie zjem – wyszczerzyłam się.
  - Tylko połknie pani w całości, co? – zażartował, co spotkało się w moim głośnym śmiechem.
  - Niech pan wsiada – powiedziałam tylko uśmiechnięta i sama wsiadłam do samochodu. Po chwili w passacie pojawił się blondyn. – A jednak pan się skusił – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i ruszyłam z miejsca.
  - To po drodze, więc nie będzie pani musiała gdzieś skręcać i nadrabiać drogi – powiedział, puszczając moją uwagę mimo uszu.
  - Tak w ogóle, mam na imię Eleonora – przedstawiłam się i wyciągnęłam w jego kierunku rękę.
  - Maciek – uścisnął mi dłoń. – Masz rzadko spotykane imię – powiedział, kiedy moja dłoń wróciła na kierownicę.
  - Moja mama lubiła właśnie takie imiona – odparłam. – Miałam mieć na imię Genowefa, ale ojciec stanowczo zaprotestował – Maciek zaczął się śmiać. – Super, śmiej się śmiej – powiedziałam chociaż samej chciało mi się śmiać. – Do końca życia będę wdzięczna ojcu, że zaprotestował.
  - No tak, z Genowefą byś łatwo w życiu nie miała – podrapał się po czole.
  - Z Eleonorą też nie jest wesoło. W szkole prawie wszyscy mówili na mnie Nora – zaśmialiśmy się cicho. – Co w ogóle się nie sprawdzało, bo zawsze uchodziłam za najbardziej uśmiechniętą – wyszczerzyłam się. – Przepraszam, nawijam jak popieprzona.
  - Nie przeszkadza mi to. Lubię słuchać ludzi – uśmiechnął się. – Mogę wiedzieć, dlaczego interesuje cię właśnie tamten dom?
  - Dostałam go w spadku – wyjaśniłam.
  - Czekaj, dostałaś dom w spadku, a nawet nigdy tu nie byłaś?
  - Dokładnie tak – westchnęłam. – To trochę skomplikowana sprawa – powiedziałam i skręciłam w prawo. – Faktycznie polna droga – skomentowałam z uśmieszkiem.  – A wiesz może coś o tym domu?
  - Nie do końca – odpowiedział. – Tylko kilka rzeczy.
  - Możesz mi coś opowiedzieć? – spytałam.
  - Ludzie mówią, że w tym domu zdarzyła się tragedia…
  - Tragedia? – powtórzyłam.
  - Tak mówią – wzruszył lekko ramionami. – Nie jestem miejscowy, więc nie wiem zbyt wielu rzeczy, bo po prostu nie chcą mówić.
  - Świetnie – burknęłam pod nosem.
  - Mówią też, że lepiej się tam po zmroku nie pojawiać.
  - Dlaczego? – zaciekawiłam się.
  - Mówią, że straszy – powiedział całkiem serio, a ja zaczęłam się śmiać.
  - Przepraszam cię bardzo, ale jakoś nie wierzę w duchy – powiedziałam po trzech sekundach śmiechu.
  - Jasne, rozumiem – kiwnął głową. – Powtarzam ci tylko to, co mówią ludzie. Ale gdyby coś się działo, mieszkam pod czternastką – uśmiechnął się lekko.
  - Serio? – uśmiechnęłam się. – Świetnie.
  - Więc gdyby coś się działo, to pukaj o każdej porze dnia i nocy. I tak za dużo nie śpię – powiedział.
  - Dziękuję, ale podejrzewam, że w nocy to nie będzie potrzebne – odparłam. – Mam się tylko dowiedzieć, co zaszło w tym domu i pewnie go sprzedam…
  - Sprzedasz? – zdziwił się. – Ty w ogóle widziałaś ten dom?
  - No tak, nie zamierzam się tutaj przeprowadzać. We Wrocławiu jest mi dobrze. I odpowiadając na twoje pytanie, to nie, nie widziałam go jeszcze.
  - Zatrzymaj się, to już tutaj – poprosił Maciek.
  Zatrzymałam samochód.
  - Jeśli chcesz, jak już obejrzysz dom, zapraszam na herbatę – uśmiechnął się. – Powiem ci jeszcze kilka innych rzeczy związanych z tym domem.
  - Jasne, dziękuję – uśmiechnęłam się.
  - To do zobaczenia później.
  Pożegnałam się z mężczyzną i kiedy zamknęły się za nim drzwi, ruszyłam przed siebie i za parę metrów skręciłam w lewo. Wąska, polna droga i do tego porośnięta różnymi krzakami i drzewami. Nie wyglądała na zbyt przyjazną, ale była krótka.
  Kiedy zobaczyłam dom, aż zdjęłam nogę z gazu. To była willa, ogromna willa. Zaniedbana, ale willa. Mały zameczek, który był w moim posiadaniu.
  Przed willą znajdował się zapuszczony ogród, duży ogród w mnóstwem drzew. Zatrzymałam auto i szybko z niego wysiadłam nawet nie zamykając drzwi. Podparłam się pod boki i stałam tak przez chwilę. Trudno było mi uwierzyć, że ten dworek należał do mnie. Byłam straszliwie zdziwiona, dlaczego babcia nic mi o nim nie opowiedziała.
  Z torebki drapnęłam pęk kluczy i trzasnęłam drzwiami samochodu. Na miękkich nogach ruszyłam w stronę domu. Gdzieniegdzie powybijane były okna, ale były też i całe. Serce łomotało mi jak szalone.
  Drżącymi rękami sięgnęłam odpowiedni klucz i wsunęłam go w dziurkę, po czym przekręciłam…











Epizod dzisiaj, bo w sobotę nie będę miała, jak wrzucić ;p
  Coś dowiedzieliście się z tego epizodu o Eleonorze :) Nie za duże, ale jednak coś :)
  Ciepło <3 U Kogoś również czuć wczesną wiosnę? :)
  Trzymajcie się! ;D

http://www.youtube.com/watch?v=g1j1qwQQ8-Q
„Najgłębiej patrzą te oczy, które najwięcej płakały…”