poniedziałek, 24 lutego 2014

Cztery

  Drzwi skrzypnęły, kiedy je otwierałam. W ciszy weszłam do środka i aż dech mi zaparło. Naprzeciw mnie znajdowały się ogromne schody, które po jakiś dwudziestu stopniach rozczepiały się na prawo oraz lewo. Na ścianie wisiał ogromny zegar, który stanął równo na godzinie dwunastej. Wskazówki zegara stanęły perfekcyjnie równo.
  Po mojej prawej stronie, kiedy przeszło się dobrych parę kroków, dotarło się do kuchni, a na lewo znajdowały się drzwi.
  Przestąpiłam parę kroków i podeszłam do drewnianej poręczy po lewej stronie. Dotknęłam jej, a pod palcami poczułam mnóstwo kurzu.
  No tak, nikt nie sprzątał tutaj przecież od pięćdziesięciu lat.
  Wytarłam rękę o spodnie i ruszyłam w stronę drzwi. Były zamknięte, więc zaczęłam szukać odpowiedniego klucza. Po próbowaniu wpasowania kilku kluczy, wreszcie znalazł się prawidłowy. Włożyłam go do dziurki, przekręciłam i złapałam za klamkę, po czym pchnęłam drzwi. Widok jaki ujrzał, całkowicie wmurował mnie w podłogę.
  Wysoki sufit, który pokryty był malowidłami, lewa ściana z obrazami, które teraz były strasznie zakurzone i wisiały krzywo. Prawa ściana złożona była z pięciu, długich i pionowych okien, które wychodziły na ogród. Pomieszczenie, mimo zniszczonych ścian oraz mebli pełnych kurzu, wyglądało magicznie, a co dopiero będzie jak ktoś je wyremontuje.
  Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam z pomieszczenia, po czym ruszyłam schodami na górę, kierując się na lewo. Idąc, mój palec wskazujący jechał po zakurzonej poręczy, tworząc wąską, długaśną ścieżkę. Byłam zafascynowana obrazami, które wisiały na ścianach. Kiedy dotarłam na samą górę, zauważyłam, że było sześć drzwi. Szybko odnalazłam klucz do pierwszych drzwi, a po chwili byłam już w jeden z sypialni. Kolejne cztery pokoje, również były pokojami sypialnymi, w jednym z nich stała nawet drewniana kołyska. Drzwi na końcu lewego skrzydła kryły łazienkę, która nadawała się do totalnego remontu.
  Prawe skrzydło było identycznie skonstruowana, jak lewe, ale zawartości pomieszczeń były inne. Łazienka, owszem była na końcu, ale sypialnie przeznaczone były dla małych dzieci, ale i tych starszych. Poznać to można było po porozrzucanych zabawkach oraz tapetach, a raczej resztach tapet, będących na ścianach.
  Nie przyglądałam się wszystkiemu dokładnie, tylko zeszłam na dół i wyszłam przed dom, aby wziąć list, który zostawiła mi ciotka. Wróciłam do pałacyku, usiadłam na jednym z krzeseł w kuchni, zadziwiające było to, że meble były poustawiane tak, jakby w domu jeszcze ktoś w ogóle mieszkał. Pewność, że jednak nikogo tutaj nie było, dawały tony kurzu, dosłownie wszędzie.
  Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list oraz nieduży kluczyk.
  Westchnęłam głęboko i rozłożyłam niedużą kartkę niebieskiej papeterii.

  Droga Eleonoro,
  Skoro czytasz ten list, oznacza to, że mnie nie ma już na tej pięknej ziemi, ale nie o tym chciałam. Przepraszam, że właśnie w takich okolicznościach będziesz musiała się o tym wszystkim dowiedzieć. Dowiedzieć się prawdy o swojej rodzinie. Nie będzie to dla Ciebie łatwe, wiem, ale musisz dowiedzieć się, jak to wszystko wyglądało naprawdę.
  Klucz, który znajduje się w kopercie, służy do otwierania małej szkatułki, która znajduje się w moim starym pokoju. Pewnie zastanawiasz się, który to z tych wszystkich. Podpowiem Ci tylko tyle, abyś zdała się na swój gust i intuicję. Szkatułka znajduje się za obrazem w pokoju.
  Życzę Ci powodzenia! Kolejne moje słowa, skierowane do Ciebie, znajdziesz na karteczce w szkatułce.
                                                                                                                                           Bogumiła

  Wypuściłam powietrze z płuc z zamkniętymi oczami. Dotknęłam skroni i mocno zacisnęłam powieki. Zabawa w zgadywanki – super.
  Otworzyłam oczy i pobiegłam z kluczykiem na górę. Miałam zdać się na swój gust i intuicję. Prawe skrzydło, pokój drugi. Wpadłam tam jak po ogień i rzuciłam na niego szybko okiem. Duże okno, pod którym stało pojedyncze łóżko. Obok niego, znajdowała się mała szafeczka, a na niej leżała jakaś stara, strasznie zniszczona książka. Niedaleko stało biurko, nad którym wisiał jeden jedyny obraz w tym pokoju.
  Na obrazie namalowana była młoda para, która trzymając się za ręce w jakimś parku, szła w stronę malującego ich malarza. Obraz był przepiękny.
  Delikatnie ściągnęłam go ze ściany i odłożyłam delikatnie na biurko. Faktycznie, w wydrążonej w ścianie wnęce, znajdowała się nieduża szkatułka. Ręce trochę mi się trzęsły, kiedy wyciągałam ją z wnęki. Kiedy szkatułka stała już na biurku, otworzyłam ją kluczykiem.  W środku znajdował się delikatny, srebrny naszyjnik z malutkim kluczykiem jako zawieszka.
  Zdecydowanie za dużo kluczy…
  Wzięłam kolejną kartkę niebieskiej papeterii i zaczęłam czytać:
 
  Droga Eleonoro,
  Wiem, że jeszcze żaden mężczyzna nie skradł Twojego serca. Mam ogromną nadzieję, że już niedługo taki ktoś się zjawi i będziesz żyć szczęśliwie. Ten kluczyk, dostałam od swojej pierwszej i największej miłości i chciałabym, abyś teraz Ty go nosiła, a później oddała wybrakowi swojego serca. Oczywiście, jeśli to nie problem.
  W szkatułce znajduje się również mały notatnik. Przeczytaj go, ale nie teraz. Zacznij czytać, kiedy będziesz siedziała w wygodnym fotelu lub kiedy będziesz leżała w wygodnym łóżku.
  Kolejny liścik ode mnie znajdziesz w pokoju swojej babci. Pokój obok. Zapytasz „gdzie?”. Wywnioskujesz z treści notatnika.
                                                                                                                  Bogumiła


  Odłożyłam list powrotem do szkatułki.
  Byłam całkowicie zmieszana. Nie wiedziałam, co mam myśleć o tej całej sytuacji. I co to za pieprzona tajemnica? Zastanawiałam się, ile jeszcze przeczytam takich liścików od ciotki, zanim faktycznie uda mi się odkryć prawdę.
  Ze szkatułki wyłożyłam na biurko całą jej zawartość, czyli łańcuszek, notatnik oraz liścik. Postanowiłam spełnić prośbę ciotki i włożyłam łańcuszek na szyję. Pustą szkatułkę odłożyłam na miejsce i odwiesiłam obraz, po czym zeszłam na dół. Liścik wpakowałam do koperty, po czym zabrałam ją z kuchni. Niosąc notatnik i kopertę w jednej dłoni, a klucze w drugiej, opuściłam dom, zatrzymując się na chwileczkę w wyjściowych drzwiach, aby spojrzeć na wnętrze.
  Wróciłam do samochodu. Do schowka wrzuciłam klucze od domu, kopertę oraz notatnik i spojrzałam na cały dom. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko należało do mnie. To było aż nieprawdopodobne.
  Westchnęłam głośno i odpaliłam samochód. Chwilę później byłam już pod domem Maćka, który zaprosił mnie na herbatę. Wysiadłam z auta i weszłam na posesję przez czarną bramkę. Z budy wyszedł piękny owczarek niemiecki, ale nawet na mnie nie zaszczekał, tylko podbiegł. Pogłaskałam go po łbie.
  - Piękny jesteś, wiesz? – uśmiechnęłam się do psa.
  - Brown! – usłyszałam krzyk Maćka, po czym spojrzałam szybko w stronę drzwi do domu, gdzie znajdował się ów mężczyzna. – Zostaw Eleonorę!
  Pies spojrzał na niego, a ja zaczęłam się śmiać.
  - Maciek, daj spokój. Uwielbiam psy – pogłaskałam Browna ponownie po łbie.
  - Dobra, chodź – kiwnął głową na wnętrze domu, a ja ruszyłam w jego stronę. – Brown, ty zostajesz – powiedział do psa i zrobił mi miejsce, abym weszła do domu.
  Maciek pogłaskał psa i zamknął drzwi, po czym wziął ode mnie kurtkę.
  - Wejdź, wejdź – poprosił i puścił mnie przodem.
  Malutki salonik połączony z kuchnią i z pięknym widokiem za oknem – tak wyglądał dół. Wszędzie było mnóstwo książek oraz świeczek.
  - Przepraszam za bałagan. Usiądź sobie na kanapie albo przy stole. Gdzie chcesz – uśmiechnął się.
  Wszedł do kuchni i zaczął się po niej krzątać.
  - Daj spokój – machnęłam ręką z uśmiechem. – Dużo czytasz – stwierdziłam.
  - Tak. To też po części moja praca – uśmiechnął się. – Recenzuję książki.
  - Świetna praca – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
  - A ty, czym się zajmujesz? – spytał wciąż krzątając się po kuchni.
  - Pracuję w redakcji – odparłam i usiadłam na krześle przy stole.
  - Też całkiem fajna praca – uśmiechnął się do mnie.
  - Nie narzekam.
  - A jak dom? – zapytał stawiając przede mną talerzyk z ciastkami.
  - Jest piękny – uśmiechnęłam się – ale też strasznie zaniedbany.
  - Racja – wrócił do kuchni. – Ten dom strasznie dawno nie miał domowników. Nie był też na sprzedaż. Po prostu stał. Nikt tak naprawdę nawet nie wie, do kogo on należał.
  - Serio?
  - Yhmm… - mruknął. – Wiesz, ludzie mówią, że pewnego dnia wszyscy się z niego wynieśli. Po czterech miesiącach po śmierci najstarszych z tego rodu.
  - I to jest ta straszna tragedia? – zapytałam.
  - Nie – pokręcił głową i w tym samym momencie rozległ się dźwięk oznaczający, że woda już się ugotowała. – Od kogo ty w ogóle dostałaś ten dom? – zapytał nagle.
  - Od ciotki – odparłam. – Której nawet nie znałam – dodałam. – Wiem tylko tyle, że była siostrą mojej babci, a kontaktów żadnych nie utrzymywały. Babcia nawet nigdy mi o niej nie wspomniała.
  - Dziwne – stwierdził wlewając wodę do kubków.
  - Dziwne to jest to, że ciotka zapisała mi ten dom i psa – właśnie! Pies! – Dom jest, a psa – nie ma. A w dodatku mam odkryć, jaki sekret skrywa moja rodzina.
  - Jak masz to zrobić? – zapytał stawiając przede mną żółty kubek z herbatą.
  - Zostawiła mi list, w którym był kluczyk, jak się okazało do jakiejś szkatułki – wyjęłam z kubka saszetkę herbaty i odłożyłam ją na talerzyk, który również przyniósł dla mnie Maciek. – Znalazłam tam liścik od niej i notatnik, który mam przeczytać – mężczyzna postawił na stole cukier i usiadł naprzeciw mnie. – Z tego mam wywnioskować, gdzie znajduje się kolejny liścik – westchnęłam.
  - Zagadkowe – skomentował.
  - Jak cholera – posłodziłam herbatę dwoma łyżeczkami cukru. – A co z tą tragedią?
  - Był taki chłopak. Henryk – Maciek zaczął słodzić herbatę. – Ludzie gadają, że dwie z sióstr, strasznie się o niego kłóciły, ale on kochał naprawdę tylko jedną z nich. Kilka dni przed ślubem – zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu.
  - Przestraszył się odpowiedzialności? – przerwałam mu.
  - Ludzie mówią, że ta zazdrosna z sióstr coś mu zrobiła albo zrobił to któryś z braci, który bardzo nienawidził Henryka. Mieszkańcy snują też teorie, że siostra i brat ze sobą współpracowali. Jest też opcja, że ów Henryk zwiał z jakąś prostytutką. Przepraszam, że nie mówię ci imionami, ale po prostu ich nie znam.
  - Nie masz za co przepraszać – machnęłam ręką.  – Ale nawet jeśli przyjęlibyśmy teorie, że ktoś go zabił, to co zrobiono z ciałem? – spytałam.
  - Nie mam pojęcia – wzruszył bezradnie ramionami. – Tych teorii już mi nikt nie opowiedział.
  Westchnęłam głęboko i podparłam głowę na otwartej dłoni.
  - Myślisz, że te dwie zazdrosne siostry, to mogły być moja ciotka i babcia? – zapytałam patrząc na niego.
  - Nie wiem, Eleonoro – odparł patrząc na mnie uważnie.
  Miałam jeszcze ciągnąć tę rozmowę, ale do domu nagle ktoś wparował.
  - Maciek! Mógłbyś chociaż Brownowi zmienić wodę, stary! – mężczyzna ściągnął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. – Masz pozdrowienia od chłopaków.
  Wysoki mężczyzna wszedł do salonu i stanął jak wryty. Mówiąc szczerze, i mnie wryło w krzesło, na którym siedziałam. Znałam tego mężczyznę. Nie widziałam go z dziesięć lat, ale tego faceta nie dało się zapomnieć.
  - Eleonora?







   Mamy czwóreczkę :D Wrzucona dzisiaj, ponieważ w kolejnych dniach, nie miałabym jak jej opublikować ;)) 
  Słyszeliście już na pewno, ale nie byłabym sobą, gdybym o tym nie napisała :D Miśkowi Kubiakowi urodziła się wczoraj córeczka! Gratulacje! :D
  Trzymajcie się! ;))

  http://www.youtube.com/watch?v=cxC80SXTmRk  
  „Nigdy nie przestawaj marzyć! Nie ma nic złego w tym, że pragniesz czegoś lepszego od życia.” 

czwartek, 20 lutego 2014

Trzy


  Następnego ranka wstałam o godzinie ósmej. Ziewało mi się niemiłosiernie, ponieważ spałam jakieś pięć godzin. Zaparzyłam mocną kawę, mimo że nienawidziłam tego trunku i szybko w siebie wlałam. Zjadłam skromne śniadanie i zniosłam walizkę do samochodu. Wróciłam jeszcze na górę, posprawdzałam, czy wszystko jest powyłączane i mogłam spokojnie jechać.
  Szybko odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę redakcji, dla której pracowałam już od dwóch lat. Od tych dwudziestu czterech miesięcy, nigdy nie brałam urlopu, więc czas najwyższy to wykorzystać. Tydzień, nie dłużej. Nie powinnam mieć z tym problemu.
  - El, spóźniłaś się – powiedziała zdziwiona Majka.
  - Wiem, ale i tak biorę urlop. Szef u siebie? – zapytałam.
  - Tak – kiwnęła głową. – A jak ze spadkiem?
  - Tajemnica na tajemnicy – westchnęłam. – Później ci wszystko opowiem – obiecałam i ruszyłam do gabinetu szefa.
  Zapukałam cicho w drzwi , a kiedy usłyszałam „proszę”, weszłam do dużego, przestronnego pomieszczenia, gdzie przy biurku, przeglądając jakieś papiery, siedział mój pracodawca.
  - Dzień dobry – przywitałam się.
  - O, Eleonora – uśmiechnął się. – Dzień dobry, miło cię widzieć. Co cię do mnie sprowadza?
  Tak, Eugeniusz Piskorowski, jak zawsze sympatyczny, przynajmniej w stosunku do mnie.
  - Chciałabym prosić o tydzień urlopu – powiedziałam.  – Zaczynając od dzisiaj.
  - Yhmm… - mruknął tylko.
  - Musze załatwić parę spraw rodzinnych – wyjaśniłam szybko.
  - Rozumiem, rozumiem – uśmiechnął się do mnie leciutko. – Jasne, nie ma problemu, ale mam pytanie.
  - Słucham?
  - Wyjeżdżasz? – zapytał.
  - Tak, ale nie rozumiem dlaczego pan pyta.
  - Bardzo mi przykro, ale w niedzielę musisz być powrotem we Wrocławiu – powiedział i zaczął szperać w szufladzie.
  - Dlaczego? – zdziwiłam się.
  - Dlatego – rzucił złotą kopertę na biurko. – Otwórz – uśmiechnął się szeroko.
   Wzięłam kopertę do ręki i otworzyłam ją.
  - Twój artykuł na temat Żydów podczas powstania w gettcie warszawskim zgarnął główną nagrodę w plebiscycie artykułów wrocławskich dziennikarzy – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – A to jest zaproszenie na rozdanie nagród, na którym musisz być.
  Przebiegłam wzrokiem po ozdobnej kartce, na której było ów zaproszenie. Wbiło mnie w krzesło, na którym siedziałam. Podrapałam się w czoło, po czym spojrzałam na pana Eugeniusza.
  - Naprawdę? – zapytałam chcąc się upewnić.
  - Naprawdę – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Gratuluję.
  - Dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało do szefa.
  - Jak już przeczytałaś, wręczenie nagród odbędzie się w Operze Wrocławskiej w niedzielę o godzinie osiemnastej. Możesz zabrać kogoś ze sobą – uśmiechnął się.
  - Będę, będę na pewno – powiedziałam pewniejszym głosem. 

  Po tym jak szybko streściłam Mai wydarzenia z wczorajszego popołudnia i wieczoru, od razu wsiadłam w samochód i ruszyłam w stronę Rzeszowa. Kiedy wreszcie dodarłam do wioski, w której znajdował się dom, zaczęłam uważnie się rozglądać. Nigdzie nie mogłam znaleźć numerku piętnaście.
  - Przepraszam! – krzyknęłam przez otwarte okno, widząc pewnego mężczyznę.
  Przystanął, a ja zatrzymałam samochód na poboczu, ale go nie zgasiłam. Facet odwrócił się w moją stronę. Wysoki, dobrze zbudowany, miał około trzydziestu pięciu lat oraz blond włosy i ciemne oczy, które skrywał za okularami w prostokątnych oprawkach.
  - Tak? – zapytał podchodząc do samochodu, z którego właśnie wysiadałam.
  - Przepraszam pana bardzo, ale szukam domu z numerem piętnaście – poinformowałam blondyna.
  - Piętnaście? – zdziwił się.
  - Tak, tak – pokiwałam głową. – Wie pan może gdzie on się znajduje? Nie jestem miejscowa, a musze tam dotrzeć.
  - Wiem, wiem – pokiwał głową. – Nie ta część wioski w ogóle, proszę pani – powiedział.
  Westchnęłam głęboko i spytałam:
  - Pokaże mi pan jak tam dojechać?
  - Oczywiście. Musi pani jechać prosto – pokazał ręką wzdłuż ulicy. – Później skręcić w druga prawą, taka polna droga – sprecyzował. – Jechać dalej prosto, a potem na końcu skręcić w lewo i dotrze pani na miejsce – uśmiechnął się lekko.
  - No dobra – podparłam się pod boki. – Dziękuję, sama bym tam za cholerę nie trafiła.
  - Ależ proszę bardzo – posłał mi jeszcze jeden uśmiech. – To do zobaczenia – pomachał i ruszył przed siebie.
  - Niech pan zaczeka! – krzyknęłam za nim, a mężczyzna się odwrócił. – Może pana podwieźć? W ramach podziękowania za wskazanie drogi…
  - Nie trzeba, ale dziękuję – uśmiechnął się kolejny raz.
  - Ale nalegam, niech pan wsiada – kiwnęłam głową na auto i otworzyłam drzwi. – No przecież pana nie zjem – wyszczerzyłam się.
  - Tylko połknie pani w całości, co? – zażartował, co spotkało się w moim głośnym śmiechem.
  - Niech pan wsiada – powiedziałam tylko uśmiechnięta i sama wsiadłam do samochodu. Po chwili w passacie pojawił się blondyn. – A jednak pan się skusił – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i ruszyłam z miejsca.
  - To po drodze, więc nie będzie pani musiała gdzieś skręcać i nadrabiać drogi – powiedział, puszczając moją uwagę mimo uszu.
  - Tak w ogóle, mam na imię Eleonora – przedstawiłam się i wyciągnęłam w jego kierunku rękę.
  - Maciek – uścisnął mi dłoń. – Masz rzadko spotykane imię – powiedział, kiedy moja dłoń wróciła na kierownicę.
  - Moja mama lubiła właśnie takie imiona – odparłam. – Miałam mieć na imię Genowefa, ale ojciec stanowczo zaprotestował – Maciek zaczął się śmiać. – Super, śmiej się śmiej – powiedziałam chociaż samej chciało mi się śmiać. – Do końca życia będę wdzięczna ojcu, że zaprotestował.
  - No tak, z Genowefą byś łatwo w życiu nie miała – podrapał się po czole.
  - Z Eleonorą też nie jest wesoło. W szkole prawie wszyscy mówili na mnie Nora – zaśmialiśmy się cicho. – Co w ogóle się nie sprawdzało, bo zawsze uchodziłam za najbardziej uśmiechniętą – wyszczerzyłam się. – Przepraszam, nawijam jak popieprzona.
  - Nie przeszkadza mi to. Lubię słuchać ludzi – uśmiechnął się. – Mogę wiedzieć, dlaczego interesuje cię właśnie tamten dom?
  - Dostałam go w spadku – wyjaśniłam.
  - Czekaj, dostałaś dom w spadku, a nawet nigdy tu nie byłaś?
  - Dokładnie tak – westchnęłam. – To trochę skomplikowana sprawa – powiedziałam i skręciłam w prawo. – Faktycznie polna droga – skomentowałam z uśmieszkiem.  – A wiesz może coś o tym domu?
  - Nie do końca – odpowiedział. – Tylko kilka rzeczy.
  - Możesz mi coś opowiedzieć? – spytałam.
  - Ludzie mówią, że w tym domu zdarzyła się tragedia…
  - Tragedia? – powtórzyłam.
  - Tak mówią – wzruszył lekko ramionami. – Nie jestem miejscowy, więc nie wiem zbyt wielu rzeczy, bo po prostu nie chcą mówić.
  - Świetnie – burknęłam pod nosem.
  - Mówią też, że lepiej się tam po zmroku nie pojawiać.
  - Dlaczego? – zaciekawiłam się.
  - Mówią, że straszy – powiedział całkiem serio, a ja zaczęłam się śmiać.
  - Przepraszam cię bardzo, ale jakoś nie wierzę w duchy – powiedziałam po trzech sekundach śmiechu.
  - Jasne, rozumiem – kiwnął głową. – Powtarzam ci tylko to, co mówią ludzie. Ale gdyby coś się działo, mieszkam pod czternastką – uśmiechnął się lekko.
  - Serio? – uśmiechnęłam się. – Świetnie.
  - Więc gdyby coś się działo, to pukaj o każdej porze dnia i nocy. I tak za dużo nie śpię – powiedział.
  - Dziękuję, ale podejrzewam, że w nocy to nie będzie potrzebne – odparłam. – Mam się tylko dowiedzieć, co zaszło w tym domu i pewnie go sprzedam…
  - Sprzedasz? – zdziwił się. – Ty w ogóle widziałaś ten dom?
  - No tak, nie zamierzam się tutaj przeprowadzać. We Wrocławiu jest mi dobrze. I odpowiadając na twoje pytanie, to nie, nie widziałam go jeszcze.
  - Zatrzymaj się, to już tutaj – poprosił Maciek.
  Zatrzymałam samochód.
  - Jeśli chcesz, jak już obejrzysz dom, zapraszam na herbatę – uśmiechnął się. – Powiem ci jeszcze kilka innych rzeczy związanych z tym domem.
  - Jasne, dziękuję – uśmiechnęłam się.
  - To do zobaczenia później.
  Pożegnałam się z mężczyzną i kiedy zamknęły się za nim drzwi, ruszyłam przed siebie i za parę metrów skręciłam w lewo. Wąska, polna droga i do tego porośnięta różnymi krzakami i drzewami. Nie wyglądała na zbyt przyjazną, ale była krótka.
  Kiedy zobaczyłam dom, aż zdjęłam nogę z gazu. To była willa, ogromna willa. Zaniedbana, ale willa. Mały zameczek, który był w moim posiadaniu.
  Przed willą znajdował się zapuszczony ogród, duży ogród w mnóstwem drzew. Zatrzymałam auto i szybko z niego wysiadłam nawet nie zamykając drzwi. Podparłam się pod boki i stałam tak przez chwilę. Trudno było mi uwierzyć, że ten dworek należał do mnie. Byłam straszliwie zdziwiona, dlaczego babcia nic mi o nim nie opowiedziała.
  Z torebki drapnęłam pęk kluczy i trzasnęłam drzwiami samochodu. Na miękkich nogach ruszyłam w stronę domu. Gdzieniegdzie powybijane były okna, ale były też i całe. Serce łomotało mi jak szalone.
  Drżącymi rękami sięgnęłam odpowiedni klucz i wsunęłam go w dziurkę, po czym przekręciłam…











Epizod dzisiaj, bo w sobotę nie będę miała, jak wrzucić ;p
  Coś dowiedzieliście się z tego epizodu o Eleonorze :) Nie za duże, ale jednak coś :)
  Ciepło <3 U Kogoś również czuć wczesną wiosnę? :)
  Trzymajcie się! ;D

http://www.youtube.com/watch?v=g1j1qwQQ8-Q
„Najgłębiej patrzą te oczy, które najwięcej płakały…”

sobota, 15 lutego 2014

Dwa

- Tak? - usłyszałam kobiecy głos.
- Dzień dobry, pani Magdaleno – zaczęłam. - Ja nazywam się Eleonora...
- Wejdź, dziecko, wejdź! - podniosła głos i otworzyła drzwi, po czym się rozłączyła.
Idąc po schodach, raz mało co się nie zabiłam i to przy samych drzwiach starszej kobiety.
Będąc na czwartym piętrze, podeszłam do drzwi z numerkiem osiem i zadzwoniłam dzwonkiem. Drzwi otworzyły się natychmiast, a w nich ujrzałam kobietę po sześćdziesiątce z blond farbą na włosach, gdzieniegdzie widać było siwe odrosty. Kobieta jak na swój wiek, była bardzo szczupła i wysoka. Na świat patrzyła przez grube okulary, ale widać było, że w młodości na pewno była piękną kobietą, za którą uganiali się mężczyźni.
- Eleonora – uśmiechnęła się do mnie lekko. - Miałam nadzieję, że kiedyś mnie odwiedzisz.
Uśmiechnęłam się ledwo podnosząc wargi.
- Zapewne masz do mnie parę pytań. Wejdź – zaprosiła mnie do środka.
Kiedy weszłam do małego przedpokoju, pani Magdalena zamknęła za nami drzwi.
- Rozbierz się, a ja zrobię nam herbatę i sobie porozmawiamy – powiedziała ciągle lekko uśmiechnięta. - Wejdź do salonu, ja za chwileczkę do ciebie przyjdę – oznajmiła i poszła do kuchni, aby wstawić wodę na herbatę.
Ściągnęłam kurtkę oraz szalik i odwiesiłam rzeczy na wieszak, po czym skręcając w lewo, weszłam do salonu. Pokój był nie za duży, pomalowany na jasnozielony kolor. Był stolik, dwa fotele, kanapa, telewizor, szafki oraz mnóstwo kwiatów i tylko jedno zdjęcie w ramce. Czarno – białe, na którym widoczne były dwie, młode kobiety w strojach kąpielowych nad jakimś jeziorem. Uśmiechały się promiennie, a ja nie mogłam się powstrzymać i wzięłam ramkę do ręki.
- Byłyśmy piękne – na dźwięk głosu pani Magdaleny aż podskoczyłam. - Przepraszam, nie chciałam, abyś się wystraszyła – uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
- Faktycznie, były panie piękne – zgodziłam się z nią.
Magdalena podeszła do mnie.
- Za twoją ciocią zawsze uganiało się mnóstwo mężczyzn, ale ona każdego odrzucała – uśmiechnęła się; w tym samym momencie, rozległ się gwizd czajnika. - O! Woda się zagotowała. Usiądź sobie, a ja zaraz wracam.
Odstawiłam ramkę na swoje miejsce i usiadłam na jednym z foteli. Chwilę później w pokoju pojawiła się pani Magdalena z dwoma filiżankami herbaty w rękach. Jedną postawiła przede mną, a drugą naprzeciw, tak też usiadła.
- Byłyście najlepszymi przyjaciółkami – powiedziałam słodząc herbatę.
- Tak, tak – uśmiechnęła się. - Wiesz już, kiedy pojedziesz obejrzeć dom? - zapytała uważnie na mnie patrząc.
- Chciałam pojechać tam od razu – odpowiedziałam. - Była tam pani ostatnio?
- Ostatni raz byłam tam czterdzieści lat temu – odparła starsza pani. - Piękny dom, naprawdę – uśmiechnęła się.
- Dlaczego w testamencie pani Bogumiła ujęła tylko mnie? - zapytałam.
- Chciała, żebyś odkryła prawdę – odparła jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Jaką prawdę?
Świetnie, niech komplikuje się dalej...
- Tego musisz się sama dowiedzieć – uśmiechnęła się do mnie i pociągnęła łyk herbaty. - Wszystkiego dowiesz się, jak dotrzesz na miejsce i spędzisz tam trochę czasu – spojrzała mi w oczy. - Prawda wyjdzie z czasem – uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Pani ją zna? - zapytałam.
- Nie do końca – odstawiła filiżankę na spodek i wstała z fotela. - Twoja ciotka, prosiła, abym ci to przekazała – podeszła do szuflady i wyciągnęła z niej kopertę, po czym podała ją mnie i usiadła z powrotem na fotel.
Koperta była koloru błękitu i w jednym miejscu wypukła. Chciałam ją otworzyć, ale starsza kobieta mnie zatrzymała:
- Otwórz ją dopiero na miejscu.
- Dużo jeszcze tych tajemnic i niespodzianek? - spytałam lekko zirytowana i odłożyłam kopertę na stolik.
Pani Magdalena cichutko się zaśmiała.
- Dziecko, życie jest pełne tajemnic, które z biegiem czasu się odkrywa – uśmiechnęła się do mnie kolejny raz.
Westchnęłam tylko i zmieniłam temat.
- Wiedziała pani, że mieszkałyśmy tak blisko siebie?
- Dowiedziałam się dzień przed śmiercią Bogusi – odpowiedziała. - Twoja ciotka bardzo cię kochała, Eleonoro – spojrzała mi głęboko w oczy.
- Przecież mnie nie znała...
- Wiedziała o tobie naprawdę dużo – pociągnęła łyk herbaty.
- Śledziła mnie? - uniosłam brwi do góry.
- Nie, nie – powiedziała szybko pani Magdalena. - Mówiła, że jesteś strasznie do niej podobna – uśmiechnęła się do mnie. - I też, że jesteś całkiem inna, niż swoja babcia.
- Znała pani moją babcię? - spytałam.
- Nie przepadała za mną – zaśmiała się starsza kobieta.
- Dlaczego?
- Tego też będziesz musiała dowiedzieć się sama – powiedziała popijając herbatę.
- To, czego mogę się od pani dowiedzieć? - zapytałam lekko zniecierpliwiona. Zamiast poznać odpowiedzi na pytania, to one właśnie się pomnożyły. Sensu jakiegokolwiek brak, co trochę mnie rozdrażniło.
Pani Magdalena lekko się uśmiechnęła.
- Faktycznie jesteś do niej podobna. Wyglądasz prawie identycznie jak Bogusia, kiedy się denerwujesz.
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Jaka ona była? - spytałam.
- Była wspaniałą osobą, pełną ciepła i miłości – uśmiechnęła się pani Magdalena już nie do mnie, a do swoich myśli.
- To dlaczego nie miała dzieci?
Starsza kobieta spojrzała na mnie lekko zmieszana, co trochę mnie zdziwiło. Podrapała się w tył głowy i już domyśliłam się jaka zaraz będzie odpowiedź.
- Tego też będziesz musiała dowiedzieć się sama.
No skąd ja to wiedziałam?
Westchnęłam ciężko i oparłam się o oparcie fotela.
- Wiem, że trochę denerwują cię moje odpowiedzi, ale nie mogę ci za dużo powiedzieć, przepraszam.
- Ale dlaczego pani nic mi nie może powiedzieć? - spojrzałam na nią uważnie.
- Dałam słowo twojej ciotce, że nie powiem ci praktycznie nic, ponieważ chciała, żebyś sama odkryła tajemnicę jaką skrywa twoja rodzina – mówiąc, patrzyła mi prosto w oczy. - Ja dotrzymuję tylko obietnicy, złożonej najlepszej przyjaciółce.
- Rozumiem – kiwnęłam głową.
Potwierdziło się tylko to, że moja rodzina naprawdę miała jakąś tajemnicę, o której nikt nic nawet nie napomknął słówkiem. Rozstrajało mnie to bardzo i wiedziałam, że muszę dowiedzieć się o co chodzi. W końcu to pewnie nie będzie takie trudne. Z tego, co dowiedziałam się jeszcze od notariusza, wioska, w której stał dom, była malutką wioską, co niesie to, że wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Zawsze można było popytać jakiś starszych ludzi i sklecić coś, aby stworzyło logiczną całość. Nie powinno mi to zająć dużo czasu.
- Eleonoro, powiem ci jeszcze tyle, że jeśli będąc tam będziesz miała jakieś pytania, możesz dzwonić. Nie gwarantuję, że będę znała odpowiedzi na wszystkie, ale kiedy podejmiesz się poznania prawdy, będę mogła ci powiedzieć więcej – powiedziała pani Magdalena. - To też obiecałam Bogusi.
Ponownie ciężko westchnęłam.
- Namieszało ci trochę w życiu, co? - uniosła jedną brew.
- Trochę? - powtórzyłam i spojrzałam na jej twarz. - W trzy godziny dowiedziałam się, że dostałam w spadku dom, pieniądze i psa... a właśnie! - Przypomniało mi się. - Co z psem?
- Psem? - zdziwiła się pani Magdalena. - Jakim psem, dziecko?
- Dostałam też w spadku psa – powiedziałam.
- Nic mi o tym nie wiadomo – przyznała pani Magdalena.
- No proszę, kolejna niespodzianka dzisiejszego dnia – mruknęłam pod nosem.
- Nie gniewaj się na nią... - poprosiła cichutko starsza kobieta.
- Ja się na nią nie gniewam, pani Magdaleno – powiedziałam szczerze. - Po prostu mam niesamowity mętlik w głowie. Przez te trzy godziny, pojawiło się tyle pytań w mojej głowie, że to jest nieprawdopodobne – przetarłam oczy i oparłam łokcie na kolanach. - Dowiedziałam się o spadku, o ciotce, która zmarła, o psie, o którym pani nawet nie ma pojęcia. Mieszkała niedaleko mnie, o czym też nie wiedziałam. A już tym bardziej o tym, że moja rodzina skrywa jakąś tajemnicę. O – spojrzałam na stolik – i jeszcze ta koperta. Po prostu potrzebuję chwili, żeby to jakoś ogarnąć.
- Rozumiem, że to teraz trochę namieszało ci w głowie i rozumiem też, że potrzebujesz czasu na jasne przemyślenie sytuacji. Nie mogę też ci zagwarantować, że twoje życie nie wywróci się do góry nogami, kiedy odkryjesz, to co masz odkryć – westchnęła ciężko. - To stare sprawy, ale Bogusia chciała, żebyś o tym wiedziała. Żebyś dowiedziała się prawdy.
- Ja to świetnie rozumiem, nie toleruję kłamstwa – powiedziałam szczerze.
- Więc sama widzisz – rozłożyła ręce. - Ona sama już nie chciała już dłużej w nim żyć. Trzy czwarte życia jej wystarczyły... Przez ponad połowę swojego życia była w kłamstwie, nawet o tym nie wiedząc.
- Nie wiedząc? - powtórzyłam. - Tego też pewnie dowiem się w swoim czasie...
Starsza kobieta smutno się do mnie uśmiechnęła.
- Mogłaby mi pani jeszcze powiedzieć, gdzie pochowana została pani Bogumiła?
- Nie mów tak o niej – poprosiła pani Magdalena. - Ona była twoją ciotką, a nie żadną panią.
- Dobrze, przepraszam – westchnęłam. - To, gdzie pochowano moją ciotkę?
Przyjaciółka ciotki zaczęła mi wszystko dokładnie tłumaczyć, a ja zapamiętywałam.
- Dziękuję – powiedziałam, kiedy skończyła.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się.
- Dziękuję pani za herbatę i rozmowę, ale ja już będę się zbierać. Chciałabym jeszcze pojechać na cmentarz. 
- Tak, tak, oczywiście – starsza kobieta podniosła się z fotela, co również uczyniłam ja. - I pamiętaj, kiedy już tam będziesz i zaczniesz, to możesz dzwonić i pytać.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej lekko.
- I gdybyś miała jeszcze jakieś inne problemy, to też możesz dzwonić – uśmiechnęła się. - Ja wiem, że znasz mnie zaledwie parę chwil, ale czasem fajnie jest się wygadać trochę nieznajomej kobiecie.
- Dziękuję – spojrzałam jej w oczy przez chwilę, a potem założyłam kurtkę.
- Ależ nie ma za co – szeroko się uśmiechnęła.
- Miło było panią poznać – wyciągnęłam w jej kierunku rękę.
- Ciebie też – uścisnęła mocno moją dłoń, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. - Powodzenia Eleonoro.
- Nie dziękuję – powiedziałam. - Do widzenia.
- Do widzenia, do widzenia, moje dziecko.
Wyszłam z mieszkania, a sekundę później usłyszałam trzask zamykanych drzwi.

Kiedy byłam już w samochodzie, głośno wypuściłam powietrze z płuc. Miałam w głowie jeszcze gorszy mętlik niż po wizycie u notariusza.
Odpaliłam silnik i ruszyłam w kierunku cmentarza. Całą drogę przetwarzałam dwie rozmowy, z notariuszem i panią Magdaleną, żeby znaleźć jakąś ukrytą odpowiedź w ich słowach, ale nic nie odkryłam.
Zatrzymałam auto, po czym z niego wysiadłam i je zamknęłam. Kupiłam znicz i ruszyłam przez cmentarz, prowadzona instrukcją, jaką dała mi przyjaciółka ciotki. Szybko znalazłam grób, więc zmówiłam modlitwę i zapaliłam znicz. Postawiłam go obok kilku innych zniczy i spojrzałam na tabliczkę.
Ciotka urodziła się dwunastego września czterdziestego pierwszego roku, a zmarła siódmego stycznia dwutysięcznego czternastego.
Westchnęłam głośno, przeżegnałam się i wolnym krokiem ruszyłam do samochodu. Próbowałam o tym nie myśleć, ale nie wychodziło mi to. Wiedziałam, że kiedy wrócę do mieszkania, będę musiała od razu zasnąć, ponieważ na jutro musiałam być wypoczęta. W końcu czekała mnie długa podróż. No i oczywiście, dochodzenie w sprawie tajemnicy rodzinnej.
Czułam, że parę następnych dni będzie naprawdę ciężkich...






No to mamy dwójeczkę :D
Jak Wam minęły Walentynki? ;) Obchodziliście je w ogóle? ;p
Tak zostając w temacie miłości :) Pytanie do Was Dziewczyny, jaka byłaby Wasza idealna suknia, w której poszłybyście do ślubu? :) Wiem, pytanie trochę dziwne, ale poziomkowa. tak ma xD
No i ferie, kto zaczyna je od poniedziałku? ;p
No ten, każdy wie, ale muszę to napisać :D Gratulacje dla Justyny i Kamila!
Także, miłego weekendu! ;*

http://www.youtube.com/watch?v=CswmJKKPooU
„Miłość? Nieważne, czy poznaliście się w internecie, czy na mieście. Kilometry? Nieważne, czy jest ich dziesięć, czy sześćset. Wiek? Nieważne, czy dzieli Was pięć lat, czy dziesięć. UCZUCIE – ono jest w miłości najważniejsze”. 

sobota, 8 lutego 2014

Jeden

  Była godzina piętnasta siedemnaście, kiedy znalazłam się w gabinecie Adama Góreckiego. Notariusz okazał się wysokim, przystojnym blondynem o zielonych tęczówkach, które patrzyły na świat poprzez okulary w prostokątnych oprawkach. Na oko miał jakieś trzydzieści lat oraz obrączkę na palcu.
- Proszę usiąść – wskazał mi krzesło naprzeciw niego.
Posłusznie zajęłam miejsce i popatrzyłam na notariusza ubranego w dopasowany garnitur z niebieskim krawatem.
- Pani Eleonoro, przejdę od razu do rzeczy – rozsiadł się wygodnie w fotelu i wbił we mnie wzrok. - Pani ciotka zapisała pani w spadku dom...
- Dom? - przerwałam mężczyźnie, nie wierząc w to, co usłyszałam.
Kiwnął głową i kontynuował:
- Ponadto dostani pani jeszcze pięćset tysięcy oraz psa.
Ramiona mi opadły, a powieki kilkakrotnie i szybko zamrugały.
- Yyy... - wydukałam. - Nic z tego nie rozumiem – podrapałam się w tył głowy. - Dlaczego akurat to wszystko przypadło mnie? Nie miała żadnych dzieci, wnuków, czy kogokolwiek innego? Ta kobieta nawet mnie nie znała i zapisała mi dom, tyle pieniędzy i psa? Nic nie rozumiem.
- Pani Bogumiła nie miała dzieci – odparł notariusz.
- A mąż?
- Zmarł kilka lat wcześniej – odpowiedział Górecki.
- A ona? - spytałam. - Jak zmarła pani Bogumiła? I kiedy?
- Miała siedemdziesiąt trzy lata, przyczyny naturalne. Trzy tygodnie temu.
- Ach... - poprawiłam się na krześle i założyłam prawą nogę na lewą. - Ale w takim razie, kto zajął się pogrzebem? - zapytałam. - Skoro nie miała dzieci, ani wnuków.
- Jej przyjaciółka, pani Magdalena. Została pochowana na cmentarzu we Wrocławiu, lecz dom, który został pani zapisany nie znajduje się w naszym mieście – poinformował notariusz.
- Więc, gdzie? - spytałam zaciekawiona.
- W wiosce pod Rzeszowem – odparł Górecki.
Przełknęłam ślinę i podrapałam się po czole.
W wiosce pod Rzeszowem? To wszystko zamiast sensu nabierać, odbierało go. Kobieta, która cię nie zna, wie tylko jak masz na imię, nazwisko i zna twoją datę urodzenia, zapisuje ci w testamencie dom, tyle pieniędzy i psa. Dlaczego akurat trafiło na mnie? Śmiało mogła to wszystko zapisać Kaśce, mojej młodszej siostrze.
- Zastanawia mnie jedna rzecz – spojrzałam mężczyźnie w oczy, przy okazji zmieniając temat. - Pani Bogumiła nas nie szukała? Mojej babci, mojej mamy? I dlaczego w testamencie zostałam ujęta tylko ja, skoro mam jeszcze młodszą siostrę?
- Co do pani siostry, to nie mam pojęcia dlaczego nie została ona ujęta w testamencie – podrapał się w skroń. - A z tego, co mówiła moja klientka, pani babcia nie chciała utrzymywać z nią jakichkolwiek kontaktów.
- Wie pan może dlaczego? - zapytałam.
- Pani babcia miała żal do pani Bogumiły – odpowiedział notariusz.
- Miała żal? - zdziwiłam się mocno. - O co?
Babcia Leokadia utrzymywała świetne kontakty z ludźmi z naszej rodziny. Z tego, co wiedziałam, nigdy nie uczestniczyła w żadnych rodzinnych sporach, a zawsze to właśnie ona je rozwiązywała i wszystkim wbijała do głowy, że rodzina jest najważniejsza i powinna trzymać się ona razem. Zawsze mówiła mnie i mojej siostrze, że jeśli ma się rodzinę, ma się wszystko i że to ona jest w życiu najważniejsza, więc dlaczego nic nie wspominała o Bogumile? I co takiego kobieta jej zrobiła, że babcia miała do niej żal i nie chciała utrzymywać z nią kontaktów?
- Pani Bogumiła zostawiła pani babcie i resztę waszej rodziny w roku sześćdziesiątym czwartym. Uciekła do Stanów ze swoim narzeczonym, skąd wróciła dopiero dziesięć lat temu, po śmierci męża – wyjaśnił Górecki.
- Nic o tym nie wiedziałam – oparłam brodę na otwartej dłoni.
- Z tego, co wiem, to nie tylko było przyczyną żalu pani babci do siostry, ale pani ciotka nie chciała już więcej nic mi powiedzieć – westchnął.
- Rozumiem – kiwnęłam głową. - A czy pani Bogumiła wiedziała, że moi rodzice i babcia nie żyją?
- Wiedziała – odpowiedział notariusz. - Pani ciocia spisując testament powiedziała mi, że ten dom koło Rzeszowa oraz wszystkie rzeczy w nim to cenne rodzinne pamiątki.
- Cenne rodzinne pamiątki? - powtórzyłam po notariuszu. - Ja nic nigdy nie słyszałam o tym domu, naprawdę – powiedziałam zgodnie z prawdą. - Skoro ten dom to jej rodzinny dom, to dlaczego ona tam nie mieszkała? - zapytałam.
- Tego już nie wiem – odparł bezradnie Górecki. - Pani Bogumiła zostawiła pani adres oraz numer telefonu do pani Magdaleny, z którą mieszkała i, do której może się pani zwrócić z każdą sprawą – oznajmił notariusz Górecki.
- Skoro w testamencie jestem ujęta tylko ja, to pani Magdalenie nic nie zostawiła?
- Dokładnie tak – odpowiedział notariusz przysuwając się do biurka.
- Dziwne – mruknęłam pod nosem. - Gdyby pan mógł, to poprosiłabym ten adres pani Magdaleny. Chciałabym się kilku rzeczy dowiedzieć o mojej ciotce.
- Nie ma problemu – powiedział przeglądając jakieś papiery wyraźnie czegoś szukając. - Tutaj ma też pani adres domu – podał mi pojedynczą kartkę.
- Dziękuję – wzięłam od niego kartkę i zgięłam na pół.
- A tutaj adres – podał mi kolejną karteczkę – adres pani Magdaleny.
Kiwnęłam głową i wzięłam od niego karteczkę, na którą od razu spojrzałam. Kiedy zobaczyłam adres, totalnie wbiło mnie w krzesło, na którym siedziałam.
- Wszystko w porządku - zapytał notariusz uważnie na mnie patrząc.
- Tak... w zasadzie to nie – spojrzałam na niego. - Pani Bogumiła mieszkała w bloku obok mnie.

Kiedy wyszłam od notariusza, wypuściłam głośno powietrze z płuc. Nie wierzyłam w to, co stało się w raptem dwie godziny. Dowiedziałam się, że ciotka zapisała mi w spadku dom, pieniądze i psa, w dodatku babcia miała o coś do niej żal, a do tego mieszkała w bloku obok mnie.
Usiadłam na ławce niedaleko i oparłam głowę na otwartych dłoniach. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Jak jakiś grom z jasnego nieba.
Strasznie intrygowało mnie dlaczego wszystko zapisała mnie, a nie podzieliła spadku, na przykład na mnie i Kaśkę albo nie oddała go w całości tej całej Magdalenie. Z tego, co wiedziałam, dom od pięćdziesięciu lat stał pusty. Dlaczego babcia nic o nim nie mówiła? To, że nie wspomniała nic o swojej siostrze, mogę zrozumieć, ale o domu, który był rodzinna pamiątką? Przecież było to ukrywanie rodzinnej historii.
Dlaczego mieszkała tak blisko mnie, a nigdy do mnie nie przyszła, nie powiedziała, że jest moją rodziną? Była tak blisko, a ja o niczym nie wiedziałam. Ciekawiło mnie, czy byłam w jakimś stopniu przez nią obserwowana.
Było tyle pytań, a jakichkolwiek odpowiedzi – brak, co doprowadzało mnie do szału i nie dawało spokoju.
Notariusz powiedział, że dom pod Rzeszowem mogę obejrzeć nawet jutro, jeśli miałabym na to ochotę. Chciałam obejrzeć ten dom i chciałam też porozmawiać z tą całą Magdaleną. To drugie mogłam przecież zrobić jeszcze dzisiaj, a jutro wsiąść w samochód i pojechać pod wskazany przez notariusza adres i w jakimś stopniu zapoznać się z terenem posiadłości oraz nią samą. Wiedziałam, że dom był duży i niezamieszkały od połowy wieku. Domyślałam się, że mogły z niego poginąć różne rzeczy, które były rodzinnymi pamiątkami, ale musiałam się z tym pogodzić.
Z torebki wyciągnęłam pęk kluczy, który dostałam od Góreckiego. Całkiem pokaźny. Było przy nim jakieś trzydzieści kluczy różnych rozmiarów, więc mogłam tylko gdybać od jakich pomieszczeń jest każdy z nich.
Westchnęłam głęboko i wrzuciłam klucze z powrotem do torebki. Podniosłam się z ławki i poszłam do samochodu. Będąc już w aucie, włączyłam muzykę na pełny regulator i odjechałam z parkingu.
Pod swój blok dojechałam pół godziny później. Zamiast wejść do swojej klatki, minęłam ją i ruszyłam w stronę kolejnego bloku. Serce waliło mi jak oszalałe, ale wiedziałam, że muszę dowiedzieć się kilku faktów o życiu ciotki, mojej babci, mojej rodziny i miałam nadzieję, że pani Magdalena mi je ujawni. Spróbować musiałam.
Stanęłam przed domofonem i po tym, jak wzięłam głęboki wdech, nacisnęłam cyferkę „8” i cierpliwie czekałam, aż po drugiej stronie odezwie się kobiecy głos...






Dobra, wiem, epizod miał być w poniedziałek, ale po prostu dotarło do mnie, że nie dam rady go wrzucić xD Także epizody będą pojawiały się w każdą sobotę :D
Mam nadzieję, że spodoba Wam się to, co gryzmolę w każdej wolnej chwili :)
Zimowe IO w Soczi *,* Ciekawe, ile przywieziemy medali? :D Trzymacie kciuki za naszych Reprezentantów? :)
Mam taki pomysł... Co powiedzie na to, aby każdy epizod i moją notkę dla Was kończył jakiś fajny cytat i jakaś piosenka? :)
Trzymajcie się ciepło, a ja idę się kurować, bo kurwa przyczepiło się do mnie przeziębienie -,-

„Odwaga nie pokazuje nam braku strachu, lecz to o co warto walczyć...”
http://www.youtube.com/watch?v=lcOxhH8N3Bo