Epizod pojawi się jakoś w środę, chyba... Musicie mi wybaczyć, ale w tym tygodniu kursowałam pomiędzy szkołą, szpitalem i domem.. I przynajmniej do środy też tak będzie.. Wybaczcie, ale jak ma się Siostrę po operacji, nie ma się ochoty praktycznie na nic..
BRAWO RESOVIO! ♥ I mamy piąty mecz w Rzeszowie, który rozstrzygnie rywalizację, kto zagra w finale MP :) MISTRZ, MISTRZ RESOVIA! ♥
Udanego weekendu! :) Nie spędzicie go w większości tak jak ja, czyli w szpitalnej sali.. Trzymajcie się! :*
sobota, 12 kwietnia 2014
sobota, 5 kwietnia 2014
Dziewięć
Wbiegłam na podwórko Maćka i od razu
zastukałam w drzwi domu. Usłyszałam donośny głos właściciela posesji:
- Brown!
Nim się obejrzałam pies już był przy mnie. Pogłaskałam go po łbie.
- No cześć, kolego – uśmiechnęłam się do zwierzaka.
- O, El – Maciek zatrzymał się u podnóża schodków. – Witaj – uśmiechnął się.
- Cześć – odwzajemniłam uśmiech.
- Co cię sprowadza? – zapytał.
- Mam prośbę, trochę może nietypową… - zaczęłam drapać się po karku.
- Mów – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Trzeba coś przestawić w domu? Jakiś obraz ściągnąć?
- Nie – pokręciłam głową. – Zerwać podłogę .
Maciek zaczął się śmiać, ale kiedy spojrzał na mnie i widział, że wcale nie jest mi do śmiechu, przestał się śmiać.
- Ty mówisz poważnie? – spytał, na co pokiwałam głową. – Gdzie i po co chcesz zrywać podłogę?
- Bardzo poważnie – odpowiedziałam na jedno z pytań. – W kuchni, a po co? Po to, żeby znaleźć kolejną wiadomość od ciotki.
- Ukryła karteczkę w podłodze? – Maciek popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Dokładnie – kiwnęłam głową. – Super, nie? – klapnęłam na schodach. – Jak tak dalej pójdzie, to ja nie wiem, kiedy odkryję tą pieprzoną tajemnicę. Teraz musze zrywać podłogę, to po następną karteczkę będę musiała na dach wejść? – spytałam sarkastycznie.
Maciek usiadł obok mnie, a pies położył się za nami na wycieraczce.
- Twoja ciotka miała wybujałą wyobraźnię – uśmiechnął się.
- I to bardzo – skomentowałam. – Dostałam urlop tylko na ten tydzień, a nie na miesiąc – westchnęłam i oparłam brodę na otwartych dłoniach.
- Damy radę – poklepał mnie po ramieniu. – Dowiesz się, co tam się stało, najszybciej jak to tylko będzie możliwe – uśmiechnął się pocieszająco.
- Oby – uśmiechnęłam się lekko. – To co, pomożesz mi z tą nieszczęsną podłogą?
- Jasne, że tak – wyszczerzył zęby w uśmiechu i wstał, wyciągając w moim kierunku dłoń. – Wstawaj, bierzmy się do roboty.
Ujęłam jego dłoń i szczęśliwa, że nie jestem z tym wszystkim sama, wstałam ze schodów.
Piętnaście minut później byliśmy z Maćkiem już z narzędziami w kuchni.
- Trzeba będzie najpierw powynosić stąd rzeczy – powiedział mężczyzna ogarniając wzorkiem całe pomieszczenie.
- To co, bierzemy się do roboty? – spytałam biorąc się pod boki.
Kiwnął głową.
- Zacznijmy od stołu i krzeseł – zarządził Maciek.
Oboje złapaliśmy stół i wynieśliśmy go z kuchni do holu; później to samo zrobiliśmy z krzesłami.
- Weźmy teraz tę szafkę i to wszystko, co możemy wynieść we dwójkę – powiedział.
- A reszta? – zapytałam.
- Potrzeba więcej osób – odpowiedział mężczyzna. – Ale może twoja ciotka schowała tę kartkę, gdzieś na środku – uśmiechnął się do mnie lekko.
- Może masz rację – odwzajemniłam uśmiech. – Bierzmy to – kiwnęłam głową na szafkę – i zacznijmy to zrywanie.
Jak zostało powiedziane, tak zostało zrobione.
Zrywanie desek zaczęliśmy od rogu, w którym stał stół, i który, jako jedyny był wolny. Zerwaliśmy trzy deski i nic nie znaleźliśmy.
- Jak ona to tam gdzieś wcisnęła? – zaczęłam zastanawiać się na głos.
- Nie mam pojęcia – odparł zmachany Maciek.
- Chcesz coś pić? – zapytałam patrząc na niego uważnie.
Kiwnął tylko głową i zaczął zrywać kolejną deskę.
- To zaraz wrócę – powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Wodę zostawiliśmy w holu, więc tam właśnie się udałam. Maciek uparł się, aby wziąć całą zgrzewkę, więc w folię wbiłam paznokcie i pociągnęłam do siebie. Męczyłam się z wyciągnięciem jednej butelki, kiedy usłyszałam moje imię, które wykrzyczał Maciek.
- Musisz to zobaczyć!
Szarpnęłam butelkę i pobiegłam razem z nią do kuchni.
- Co jest?
- Te cztery deski były tylko włożone – uniósł do góry deski, o których mówił.
- Znalazłeś kartkę? – zapytałam podbiegając do niego.
Stanęłam jak wryta tuż przy klęczącym mężczyźnie. Owszem, karteczki ani żadnej koperty nie było, ale za to była jakaś klapa.
- Otwórz – poprosiłam Maćka.
Popatrzył na mnie uważnie, a kiedy kiwnęłam głową, westchnął tylko i uczynił, to o co go poprosiłam. Naszym oczom ukazały się schody i ciemność.
- Piwnica? – odezwał się Maciek.
- Nie wiem, wszystko możliwe – odparłam. – Masz jakieś zapałki? – zapytałam wychodząc z kuchni i kierując się do pokoju, który kiedyś traktowany był jako salon.
- Mam – usłyszałam jego głos jak wchodziłam do pomieszczenia.
Z kominka drapnęłam jedną ze świec i wróciłam do kuchni.
- Odpalaj – powiedziałam do mężczyzny.
- Myślisz, że coś tam znajdziesz? – zapytał odpalając zapałkę.
- Zawsze warto spróbować – odparłam mocno trzymając świecę.
Pomalutku, patrząc uważnie jak stąpam, zaczęłam schodzić po schodach. Było ich piętnaście, a każdy kolejny schodek sprawiał, że włoski jeżyły mi się na karku i pojawiła się gęsia skórka, która była reakcją na zimno, jakie panowało w piwnicy.
Kiedy moja prawa noga dotknęła podłogi, odetchnęłam głęboko.
- Mogę już schodzić? – usłyszałam głos Macka i aż podskoczyłam.
- Jasne, możesz – odparłam cicho, ale najwyraźniej usłyszał, ponieważ skrzypnął pierwszy schodek.
Zaczęłam uważnie się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Na pułkach pełno było przetworów, które pewnie już dawno straciły swą ważność. Zauważyłam, że na jednej z półek stały same butelki, a było ich około pięćdziesięciu. Podeszłam do regału i ściągnęłam jedną z butelek. Okazało się, że była pełniutka. Obróciłam ją tak, aby spojrzeć na etykietę i o mało, co się nie przewróciłam. Na etykietce widniał rok tysiąc dziewięćsetny.
- O, cholerka – szepnęłam z zachwytem.
- Co jest? – usłyszałam głos Maćka, a dwie sekundy później już przy mnie był. – Wino? – spytał.
- I to z tysiąc dziewięćsetnego – dodałam i podałam mu butelkę.
- O żesz w mordę – skomentował, patrząc na etykietę.
Z półki ściągnęłam kolejną butelkę. Wino było o rok młodsze od tego, które w swoich dłoniach trzymał Maciek. Przyłożyłam świecę do kolejnej butelki i zauważyłam, że kolejne butelki na etykietach mają wypisane kolejne lata, jakie następowały po sobie. Kucnęłam i spojrzałam na ostatnią butelkę. Etykieta wskazywała na to, że ostatnia butelka włożona została tutaj sześćdziesiątego trzeciego roku.
- I że nikt tego wcześniej nie znalazł? – mruknęłam pod nosem.
- Też mnie to dziwi – odparł Maciek. – Ale może twoja ciotka włożyła tutaj to wszystko jak przyjechała, żeby pochować karteczki? – spojrzałam na niego.
- Może masz rację – powiedziałam. – Przecież nie jest możliwe, żeby to wszystko tutaj stało od tego dziewięćsetnego. Przecież Ruscy grabili wszystko, co popadnie.
- I uwielbiali alkohol – dodał mężczyzna.
- Właśnie – zgodziłam się z nim. – Może w tej karteczce, którą znajdziemy w podłodze coś będzie na ten temat.
- Może – powiedział Maciek i odłożył butelkę na swoje miejsce. – Coś ciekawego jest tutaj jeszcze?
- Jakieś słoiki z przetworami, tyle udało mi się zauważyć – odpowiedziałam i zaczęłam znowu się rozglądać. W rogu zauważyłam jakieś pudła. – Tam coś jest jeszcze.
Obje podeszliśmy do pudeł. Maciek otworzył jedno i okazało się, że znajduje się tam jakiś mundur.
- Twój dziadek albo pradziadek na pewno byli w wojsku i to pewnie ich – powiedział mężczyzna.
- Dziadek nie, ale pradziadek na pewno – odparłam. – Otwórz też to drugie – poprosiłam.
W tym pudle znaleźliśmy mnóstwo starych zdjęć i albumów ze zdjęciami.
- Myślałam, że babcia miała wszystkie zdjęcia u siebie – powiedziałam. – Przynajmniej tak mówiła…
- Wychodzi na to, że twoja babcia o wielu rzeczach ci nie powiedziała – westchnął Maciek.
- Na to wygląda – wypuściłam powietrze z płuc. – Wracajmy na górę i znajdźmy tę pieprzoną kartkę i koniec na dzisiaj z tym wszystkim – powiedziałam mając już tego dość na dziś.
- Jak sobie życzysz – Maciek kiwnął głową.
Nie wiem, co mam Wam napisać poza tym, że jest mi w chuj smutno… Alek doznał kontuzji – każdy wie i że Resovia przegrała dwa mecze – też każdy wie… Pozostaje wierzyć, że w Kędzierzynie uda się wygrać dwa mecze i następny w Rzeszowie również… a jeśli się nie uda, zostaje walka o brązowy medal Mistrzostw Polski…
Trzymaj się Alek, kibicie są z Tobą!
Do następnej soboty, trzymajcie się ;*
- Brown!
Nim się obejrzałam pies już był przy mnie. Pogłaskałam go po łbie.
- No cześć, kolego – uśmiechnęłam się do zwierzaka.
- O, El – Maciek zatrzymał się u podnóża schodków. – Witaj – uśmiechnął się.
- Cześć – odwzajemniłam uśmiech.
- Co cię sprowadza? – zapytał.
- Mam prośbę, trochę może nietypową… - zaczęłam drapać się po karku.
- Mów – uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Trzeba coś przestawić w domu? Jakiś obraz ściągnąć?
- Nie – pokręciłam głową. – Zerwać podłogę .
Maciek zaczął się śmiać, ale kiedy spojrzał na mnie i widział, że wcale nie jest mi do śmiechu, przestał się śmiać.
- Ty mówisz poważnie? – spytał, na co pokiwałam głową. – Gdzie i po co chcesz zrywać podłogę?
- Bardzo poważnie – odpowiedziałam na jedno z pytań. – W kuchni, a po co? Po to, żeby znaleźć kolejną wiadomość od ciotki.
- Ukryła karteczkę w podłodze? – Maciek popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Dokładnie – kiwnęłam głową. – Super, nie? – klapnęłam na schodach. – Jak tak dalej pójdzie, to ja nie wiem, kiedy odkryję tą pieprzoną tajemnicę. Teraz musze zrywać podłogę, to po następną karteczkę będę musiała na dach wejść? – spytałam sarkastycznie.
Maciek usiadł obok mnie, a pies położył się za nami na wycieraczce.
- Twoja ciotka miała wybujałą wyobraźnię – uśmiechnął się.
- I to bardzo – skomentowałam. – Dostałam urlop tylko na ten tydzień, a nie na miesiąc – westchnęłam i oparłam brodę na otwartych dłoniach.
- Damy radę – poklepał mnie po ramieniu. – Dowiesz się, co tam się stało, najszybciej jak to tylko będzie możliwe – uśmiechnął się pocieszająco.
- Oby – uśmiechnęłam się lekko. – To co, pomożesz mi z tą nieszczęsną podłogą?
- Jasne, że tak – wyszczerzył zęby w uśmiechu i wstał, wyciągając w moim kierunku dłoń. – Wstawaj, bierzmy się do roboty.
Ujęłam jego dłoń i szczęśliwa, że nie jestem z tym wszystkim sama, wstałam ze schodów.
Piętnaście minut później byliśmy z Maćkiem już z narzędziami w kuchni.
- Trzeba będzie najpierw powynosić stąd rzeczy – powiedział mężczyzna ogarniając wzorkiem całe pomieszczenie.
- To co, bierzemy się do roboty? – spytałam biorąc się pod boki.
Kiwnął głową.
- Zacznijmy od stołu i krzeseł – zarządził Maciek.
Oboje złapaliśmy stół i wynieśliśmy go z kuchni do holu; później to samo zrobiliśmy z krzesłami.
- Weźmy teraz tę szafkę i to wszystko, co możemy wynieść we dwójkę – powiedział.
- A reszta? – zapytałam.
- Potrzeba więcej osób – odpowiedział mężczyzna. – Ale może twoja ciotka schowała tę kartkę, gdzieś na środku – uśmiechnął się do mnie lekko.
- Może masz rację – odwzajemniłam uśmiech. – Bierzmy to – kiwnęłam głową na szafkę – i zacznijmy to zrywanie.
Jak zostało powiedziane, tak zostało zrobione.
Zrywanie desek zaczęliśmy od rogu, w którym stał stół, i który, jako jedyny był wolny. Zerwaliśmy trzy deski i nic nie znaleźliśmy.
- Jak ona to tam gdzieś wcisnęła? – zaczęłam zastanawiać się na głos.
- Nie mam pojęcia – odparł zmachany Maciek.
- Chcesz coś pić? – zapytałam patrząc na niego uważnie.
Kiwnął tylko głową i zaczął zrywać kolejną deskę.
- To zaraz wrócę – powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Wodę zostawiliśmy w holu, więc tam właśnie się udałam. Maciek uparł się, aby wziąć całą zgrzewkę, więc w folię wbiłam paznokcie i pociągnęłam do siebie. Męczyłam się z wyciągnięciem jednej butelki, kiedy usłyszałam moje imię, które wykrzyczał Maciek.
- Musisz to zobaczyć!
Szarpnęłam butelkę i pobiegłam razem z nią do kuchni.
- Co jest?
- Te cztery deski były tylko włożone – uniósł do góry deski, o których mówił.
- Znalazłeś kartkę? – zapytałam podbiegając do niego.
Stanęłam jak wryta tuż przy klęczącym mężczyźnie. Owszem, karteczki ani żadnej koperty nie było, ale za to była jakaś klapa.
- Otwórz – poprosiłam Maćka.
Popatrzył na mnie uważnie, a kiedy kiwnęłam głową, westchnął tylko i uczynił, to o co go poprosiłam. Naszym oczom ukazały się schody i ciemność.
- Piwnica? – odezwał się Maciek.
- Nie wiem, wszystko możliwe – odparłam. – Masz jakieś zapałki? – zapytałam wychodząc z kuchni i kierując się do pokoju, który kiedyś traktowany był jako salon.
- Mam – usłyszałam jego głos jak wchodziłam do pomieszczenia.
Z kominka drapnęłam jedną ze świec i wróciłam do kuchni.
- Odpalaj – powiedziałam do mężczyzny.
- Myślisz, że coś tam znajdziesz? – zapytał odpalając zapałkę.
- Zawsze warto spróbować – odparłam mocno trzymając świecę.
Pomalutku, patrząc uważnie jak stąpam, zaczęłam schodzić po schodach. Było ich piętnaście, a każdy kolejny schodek sprawiał, że włoski jeżyły mi się na karku i pojawiła się gęsia skórka, która była reakcją na zimno, jakie panowało w piwnicy.
Kiedy moja prawa noga dotknęła podłogi, odetchnęłam głęboko.
- Mogę już schodzić? – usłyszałam głos Macka i aż podskoczyłam.
- Jasne, możesz – odparłam cicho, ale najwyraźniej usłyszał, ponieważ skrzypnął pierwszy schodek.
Zaczęłam uważnie się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Na pułkach pełno było przetworów, które pewnie już dawno straciły swą ważność. Zauważyłam, że na jednej z półek stały same butelki, a było ich około pięćdziesięciu. Podeszłam do regału i ściągnęłam jedną z butelek. Okazało się, że była pełniutka. Obróciłam ją tak, aby spojrzeć na etykietę i o mało, co się nie przewróciłam. Na etykietce widniał rok tysiąc dziewięćsetny.
- O, cholerka – szepnęłam z zachwytem.
- Co jest? – usłyszałam głos Maćka, a dwie sekundy później już przy mnie był. – Wino? – spytał.
- I to z tysiąc dziewięćsetnego – dodałam i podałam mu butelkę.
- O żesz w mordę – skomentował, patrząc na etykietę.
Z półki ściągnęłam kolejną butelkę. Wino było o rok młodsze od tego, które w swoich dłoniach trzymał Maciek. Przyłożyłam świecę do kolejnej butelki i zauważyłam, że kolejne butelki na etykietach mają wypisane kolejne lata, jakie następowały po sobie. Kucnęłam i spojrzałam na ostatnią butelkę. Etykieta wskazywała na to, że ostatnia butelka włożona została tutaj sześćdziesiątego trzeciego roku.
- I że nikt tego wcześniej nie znalazł? – mruknęłam pod nosem.
- Też mnie to dziwi – odparł Maciek. – Ale może twoja ciotka włożyła tutaj to wszystko jak przyjechała, żeby pochować karteczki? – spojrzałam na niego.
- Może masz rację – powiedziałam. – Przecież nie jest możliwe, żeby to wszystko tutaj stało od tego dziewięćsetnego. Przecież Ruscy grabili wszystko, co popadnie.
- I uwielbiali alkohol – dodał mężczyzna.
- Właśnie – zgodziłam się z nim. – Może w tej karteczce, którą znajdziemy w podłodze coś będzie na ten temat.
- Może – powiedział Maciek i odłożył butelkę na swoje miejsce. – Coś ciekawego jest tutaj jeszcze?
- Jakieś słoiki z przetworami, tyle udało mi się zauważyć – odpowiedziałam i zaczęłam znowu się rozglądać. W rogu zauważyłam jakieś pudła. – Tam coś jest jeszcze.
Obje podeszliśmy do pudeł. Maciek otworzył jedno i okazało się, że znajduje się tam jakiś mundur.
- Twój dziadek albo pradziadek na pewno byli w wojsku i to pewnie ich – powiedział mężczyzna.
- Dziadek nie, ale pradziadek na pewno – odparłam. – Otwórz też to drugie – poprosiłam.
W tym pudle znaleźliśmy mnóstwo starych zdjęć i albumów ze zdjęciami.
- Myślałam, że babcia miała wszystkie zdjęcia u siebie – powiedziałam. – Przynajmniej tak mówiła…
- Wychodzi na to, że twoja babcia o wielu rzeczach ci nie powiedziała – westchnął Maciek.
- Na to wygląda – wypuściłam powietrze z płuc. – Wracajmy na górę i znajdźmy tę pieprzoną kartkę i koniec na dzisiaj z tym wszystkim – powiedziałam mając już tego dość na dziś.
- Jak sobie życzysz – Maciek kiwnął głową.
Nie wiem, co mam Wam napisać poza tym, że jest mi w chuj smutno… Alek doznał kontuzji – każdy wie i że Resovia przegrała dwa mecze – też każdy wie… Pozostaje wierzyć, że w Kędzierzynie uda się wygrać dwa mecze i następny w Rzeszowie również… a jeśli się nie uda, zostaje walka o brązowy medal Mistrzostw Polski…
Trzymaj się Alek, kibicie są z Tobą!
Do następnej soboty, trzymajcie się ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)